sobota, 14 grudnia 2013

Wyrok

"Pa­miętasz prze­cież, 
przy­jacielu, 
te wszys­tkie dni, 
nadzieję tak wielką, że aż bo­lała,
i zwątpienie, które korzys­tało z naj­mniej­sze­go wyczer­pa­nia, 
żeby przyjść i za­bić nadzieję." 
 H. Poświatowska

        Zamknęłaś za sobą drzwi mocniej niż planowałaś. Usiadłaś przy wannie z kosmetyczką, wyrzucając z niej zawartość i drżącymi palcami wyjęłaś żyletkę. Gorące łzy nie chciały przestać spływać po twojej twarzy. Czułaś się zbyt słaba, zbyt naiwna... może nawet zbyt głupia.
        Byłaś w środku pustki i działało to na ciebie destrukcyjnie.
        Słyszałaś krzyk matki, a następnie rozgorączkowany ton ojca. Dwa huragany właśnie się ze sobą zderzyły.
        Zagryzłaś mocno usta, ale nie mogłaś powstrzymać szlochu, jaki cię opanowywał. Brzydziłaś się kłamstwem i zdradą… brzydziłaś się własną matką i gdy tylko zamykałaś oczy obrazy, jakie miały niedawno miejsce, ponownie stawały ci przed oczami. 
        I w chwili, kiedy miałaś przyłożyć żyletkę do swojego nadgarstka, w drzwiach stanął Nathan z wyrazem zażenowania na twarzy. Usiadł przy tobie bez słowa i objął, jakby ten uścisk miał ochronić cię przed słowami pełnymi nienawiści.
        Ku twojemu
zaskoczeniu tak też się stało.

***

        Kiedy tata dołączył do mnie w sali, nie miał wesołej miny. Może nie przypominała ona wyrazu twarzy Chase'a, gdy odchodził, ale coś w spojrzeniu jego ciemnych oczu sugerowało kłopoty.
        Och, doprawdy tatku tego się nie spodziewałam.
        Usiadł na krześle przy moim łóżku, po czym, jak gdyby nic wyjął swój notes. Nie zdziwiło mnie to, bo w końcu zawsze miał go przy sobie. Jako pisarz musiał, na czymś spisywać swoje pomysły, choć pewnie porządny segregator nie zmieściłby się w kieszeni jego marynarki. Starałam się pocieszyć myślą, że choć ta rzecz nie uległa zmianie.
        Wyglądał trochę jak Gandalf. Bez długich włosów i jeszcze dłuższej brody, i z ich innym kolorem... Właściwie to było jednak złe porównanie, ale miałam wrażenie, jakby część mojego mózgu była zaćmiona. W każdym razie nie chodziło mi o to, że mój tata był w jakiś sposób... zarośnięty albo stary. Po prostu w białej koszuli, granatowej marynarce, dżinsach, tych swoich okularach i z początkami siwizny przypominał trochę mędrca. Tak właśnie go traktowałam. Zawsze mi doradzał, gdy go o to poprosiłam (oprócz spraw dotyczących imprez i chłopców. W obu przypadkach padała taka sama odpowiedź: poczekaj jeszcze kilka lat, najlepiej aż umrę), ale nigdy mu się nie zwierzałam. Od tego była mama.
        - Jak się czujesz? - Spytał tata, pstrykając nerwowo długopisem.
        - Lepiej. Głowa mnie jeszcze boli, ale to chyba normalne w obecnych okolicznościach.
        - Okolicznościach? - Powtarza tata, spoglądając na mnie z zaskoczeniem, jakbym mogła się czegoś przypadkowo dowiedzieć.
        - No sam rozumiesz... - mówię nieco szorstko, wskazując na opatrunek, a na jego twarzy widać ulgę.
        Mój tata nie był mistrzem wyczucia. Ani aktorstwa.
        Cierpliwości w sumie też nie, bo nim do sali przyszedł lekarz, zdążył już kilkanaście razy zapytać, czy, aby na pewno czuję się dobrze. Odpowiedź się nie zmieniała, więc ciekawiło go, jak bardzo boli mnie głowa w skali od jednego do dziesięciu. Przy takim szóstym pytaniu, nie wytrzymałam i spytałam o mamę, która lepiej radziła sobie w takich sytuacjach.
        - Jest... poza zasięgiem - przed dalszym wywiadem uratował go lekarz.
        - Danico - zaczął mężczyzna z delikatnym uśmiechem, przyglądając się jeszcze karcie pacjenta - tomografia komputerowa nie wykazała żadnych nieprawidłowości, jednak, aby mieć pewność musimy dodatkowo wykonać badanie rezonansem magnetycznym. Nie ma, co czekać, więc kiedy tylko przyjdzie pielęgniarka przebierzesz się w szpitalną pidżamę i nawodnimy nieco twój organizm, dobrze?
        - Dobrze - potakuję sztywno, a doktor wyczuwa chyba moje podenerwowanie, bo dodaje:
        - Nie masz powodu do obaw.
        Chciałabym nie mieć powodu do obaw. Tak naprawdę to dręczyło mnie wrażenie, że coś w środku mnie zdechło i teraz po prostu chce się wydostać do ludzi. W zasadzie to owe wrażenie mogłam zawdzięczać powracającym mdłościom. Serce waliło mi jak oszalałe i nie zamierzało się uspokoić. Dodatkowo nie mogłam dać sobie spokoju z tym, co powiedział Chase.
        Co takiego mogło się stać, że nie utrzymywałam z nim kontaktu? Co takiego mogło się stać, że wkurzałam Grace samym istnieniem?
        Przecież to wydawało się takie irracjonalne!
        Tata wyszedł bez słowa z sali. Miałam cichą nadzieję, że poszedł zadzwonić po mamę i Nathana. On na pewno mi wszystko wyjaśni. Chłopak był moją ostatnią deską ratunku, ale skoro pełnił zaszczytną funkcję starszego brata i kumpla Walkera to musiał orientować się w temacie. Poza tym w obecnym stanie z chęcią wytknąłby mi wszelkie głupoty.
       Pielęgniarka przyszła szybciej niż się spodziewałam. No okej. Tak przejmowałam się Chasem i Grace, że nie spodziewałam się jej wcale, ale to szczegół!
       Wyglądała na kilka lat młodszą od lekarza. Osobiście obstawiałabym mocne dwadzieścia pięć, ale nie uważałam tych przypuszczeń za pewniaka. W takich zgadywankach zazwyczaj nikt nie miał racji, a już zwłaszcza ja i mój pech.
       Nie wyglądała na zbyt rozmowną, bo bez słowa podała mi ubranie wraz z butelką wody, a ja i tak wymamrotałam podziękowanie. Pospiesznie zrzuciłam z siebie fioletową sukienkę (Chase mówił, że byłam na imprezie, ale po, jakie licho wbijać się od razu w kieckę?) i założyłam luźną pidżamę, w której widać było mi majtki. Nie wiedziałam, kto je wymyślił, ale to musiał być idiota. W każdym bądź razie pielęgniarka pomogła mi ją zawiązać na plecach.
       - Chcesz przeczesać włosy? - Spytała nieco znudzonym tonem, a ja pokiwałam głową entuzjastycznie.
       Odkąd wysiadłam, a właściwie zostałam wywieziona na noszach, z karetki miałam je związane i do tej pory nikt nie zaproponował mi ich uczesania, choć przecież od tego czasu miałam zakładany na czole opatrunek, więc kiedy kobieta przyniosła mi szczotkę, waciki kosmetyczne i butelkę wody, uśmiech wręcz przykleił się do mojej twarzy. Na chwilę, bo kiedy rozplotłam niewygodnego koczka wcale nie było mi wesoło.
       Kto do diabła przemalował mi włosy na różowo?!

***

       Miałam wrażenie, że dostanę klaustrofobii, kiedy to niby łóżko zaczęło wjeżdżać do tej tuby. Chciałam potrzeć ramię, ale oczywiście nie mogłam się ruszać, co stanowiło główny haczyk. Westchnęłam cicho, słysząc w ciasnej przestrzeni głos tego samego lekarza, który odwiedził mnie w sali i później tłumaczył, o co chodzi w badaniu.
       W dużym skrócie wyglądało to tak: zmyj makijaż (niewiele go zostało po niespodziewanej kąpieli w basenie), wypij wodę, głowa będzie w tubie, reszta poza, nie ruszaj się, tylko leż, w razie duszności informuj, a później wyjdzie kolorowe zdjęcie mózgu. No i zamknij oczy. Cholera, o tym bym zapomniałam.
       Nudziło mi się potwornie, więc zaczęłam liczyć owce, choć miarowe buczenie urządzenia nieco mnie rozpraszało. To i tragedia moich włosów. Nie wiedziałam, kto mi pozwolił na coś takiego, ale chyba upadł na głowę. Ja zresztą również skoro się na to zdecydowałam.
       Jeszcze gdyby to był jakiś sensowny kolor... Ale róż?!
       O tym właśnie myślałam przez całe dwadzieścia minut i kiedy usiadłam wózku, prowadzonym przez tatę trochę kręciło mi się w głowie.
       - Gdzie jest mama i Nathan? - Spytałam zdezorientowana.
       - Danico...
       - Nie, tato. Gdzie jest mama i Nathan? - Przerwałam z rozdrażnieniem.
       - Mama jest w drodze.
       - A Nathan?
       - Dan, nie rozmawiajmy o tym teraz. Jesteś zmęczona.
       To był akurat przekonujący argument, bo jak na zawołanie ziewnęłam przeciągle i przymknęłam oczy. Tylko na chwilkę...

***

       Są ludzie, którzy lubią wstawać rano i jest cała reszta. Siebie zdecydowanie umieściłabym w tej drugiej kategorii, ale kiedy następnego dnia przecierałam zaspane powieki ze zdumieniem odkryłam brak taty i mamy. Oni zawsze wstawali wcześniej, więc podstawowe pytanie: czemu ich tutaj nie było?
       Moje wątpliwości szybko zostały rozwiane, kiedy razem z lekarzem weszli do sali.
       - Świetnie, już nie śpisz, Danico - oznajmił lekarz z uśmiechem. - Rozmawiałem z twoimi rodzicami i mam dla ciebie dwie informacje... Od której zaczynamy?
       - Tej lepszej - decyduje bez wahania, spoglądając na mamę, która dziwnym trafem unika mojego spojrzenia.
       Nie zmieniła się zbytnio. Na jej twarzy przybyło może kilka zmarszczek, ale nadal imponowała swoją szczupłą i wysoką sylwetką, której zawsze jej zazdrościłam. Ciemne włosy skróciła i teraz nie opadały one swobodnie na jej plecy, zwijając się w falę, a stanowiły kręconą "aureolkę" wokół jej głowy. Byłam niemal pewna, że używała tych samych, waniliowych perfum, co kiedyś.
       - Twój mózg nie jest uszkodzony, jednak w wyniku uderzenia doszło do amnezji wstecznej - odpowiada lekarz tonem specjalisty, a ja kiwam głową mechanicznie, choć ten termin nic mi nie mówi. - To właśnie jest w tym wszystkim nieco niepokojące, bo na chwilę obecną stanowisz spory znak zapytania. Uraz nie był typowy, ani na tyle poważny, by wywołać amnezję. Wydaje się, że los postanowił dać ci drugą szansę.
       - Drugą szanse, na co? - Pyta mama, odzywając się przy mnie po raz pierwszy i z jej melodyjnym głosem, brytyjskim akcentem i tą kolorową apaszką pod szyją wydaje mi się boleśnie odległa.
       - Na poprowadzenie swojego życia - kończy mężczyzna tajemniczo. - Mają państwo sobie za pewnie wiele do wyjaśnienia, zostawię was samych.
       Cisza, jaka zapada wydaje się niezręczna. Rodzice nie stoją blisko siebie. Właściwie to nawet nie patrzą w swoich kierunkach, co wyprowadza mnie z równowagi. Nie wiem, czy zrobiłam coś złego i to na być zmowa milczenia, czy może pokłócili się, bo mama miała atak weny twórczej i nie odbierała od taty telefonów tylko siedziała w pracowni i malowała, czy...
       - Gdzie jest Nathan? Jeszcze śpi?
       - Kochanie... - Głos mamy drżał potwornie, a jej zielone oczy zaszkliły się, kiedy siadała na moim łóżku. Mały dureń Danica. Tak nazywałam to spojrzenie kilka lat temu, gdy coś broiłam.
       Mały dureń Danica przestał być małym, a pozostał durnień Danicą, choć to niewątpliwie nie brzmiało już tak uroczo.
       - Ja i twoja mama rozwiedliśmy się parę lat temu - odezwał się w końcu tata.
       - Jak to? - Pytam głosem bez wyrazu.
       - Nie ma powodu dłużej odstawiać tej szopki. Nie pamiętasz kilku lat, z czego zapewne zdałaś sobie sprawę podczas rozmowy z Chasem i musisz wiedzieć, co się wtedy stało...
       - Drake... Proszę cię... - przerwała mama, patrząc na swoje buty.
       - Chce wiedzieć - mówię ze zdecydowaniem, choć wypełnia mnie jednocześnie żałość.
       Rodzice nie byli małżeństwem idealnym, czasami się kłócili i miewali swoje ciche dni. Zawsze jednak chciałam przeżyć ich historię. Poznać kogoś przypadkowo na imprezie, zakochać się szaleńczo w jego przyjacielu, być z nim w związku, a gdy ten by mnie porzucił, uświadomić sobie swoje prawdziwe uczucia. Następnie kilka lat narzeczeństwa, małżeństwo, pierwsze dziecko, za którym pojawiło się drugie i mieszkanie w urokliwym domku na plaży.
       Teraz nagle to wszystko prysło, a ja zaczęłam płakać, choć jeszcze nie wiedziałam najgorszego. 
       - Twoja mama mnie zdradziła - zaczyna tata kpiąco. - Byliśmy trzy miesiące w separacji, ale sama uznała, że my nie mamy sensu i wolała wziąć drugi ślub i spłodzić z Robertem nową córeczkę.
       - To nie było tak! Przecież sam wiesz!
       - Masz rację. To nie było tak. O mały włos zapomniałbym, że przespałaś się z sąsiadem na oczach Danicii! Mam opowiedzieć resztę twoich wyskoków?
       - Przestańcie! - Krzyczę i zatykam sobie dłonie, bo w tym konkursie "Kto komu dopiecze bardziej?" jestem największą przegraną. - Gdzie jest Nathan? Czemu go nie ma z wami?
       - Nathan nie żyje, Dan... - zwraca się do mnie mama łagodnie.
      Mam cholerne wrażenie, że jestem w jakiejś ukrytej kamerze i za chwile zza rogu wyskoczy Nathan, który jak zawsze będzie się ze mnie nabijał, a rodzice do niego dołączą. Hahahaha, macie mnie! Możecie już przestać udawać! Łzy mamy są, jednak zbyt realne i to nie rozwód przeraża mnie w tej obcej rzeczywistości najbardziej. To myśl o śmierci mojego brata pozbawia tchu.
       - Jak to nie żyje? Chcecie mnie wkręcić? - Łudzę się jeszcze przez chwilę.
       - Danico, Nathan umarł dwa lata temu - w głosie taty słyszę ból. Jego brązowe oczy patrzą na mnie ze współczuciem i jestem takim obrzydliwym tchórzem, że nie chce pytać, jak to się stało. Wolę krzyczeć, płakać, rwać włosy z głowy, ale na litość boską nie chce znać prawdy. Ona mnie zabije.
       - Ale to jest niemożliwe. - Mamroczę cicho, by następnie wykrzyczeć: - To niemożliwe!
       - Dan... - Mama próbuje przywołać mnie do porządku, ale to mnie denerwuje jeszcze bardziej.
       - Myślę, że powinnaś już iść.
       - Jeśli chciałabyś za mną porozmawiać to...
       - Nie sądzę, aby była taka potrzeba. Nie mam ochoty oglądać kogoś, kto się tak zeszmacił.
       Patrzę na nią w milczeniu, walcząc jednocześnie z łzami, które napływały do moich oczu uparcie. Idźcie sobie głupie łzy - mam ochotę krzyknąć, spoglądając na mamę w milczeniu. Jeśli spodziewała się z mojej strony współczucia to się pomyliła. Byłam świadoma słów, jakich użyłam i szczerze odetchnęłam, kiedy wreszcie opuściła moją salę. Dopiero wtedy rozkleiłam się na dobre, a tata położył się na szpitalnym łóżku obok mnie.
       - Powinienem zabić Huntera. Przez tą całą imprezę przeżywasz wszystko od nowa  - wtrącił, kiedy wtuliłam się w jego koszulę, która pachniała płynem do płukania.
       Byłam na tyle zrozpaczona rzeczywistością, że nie spytałam, kim jest cały Hunter.


Rozdział miał być publikowany w piątek, ale przełożyłam go na sobotę, bo wymagał poprawek. No i przy okazji obchodziłam debilne imieniny i zamiast je oblewać uczyłam się biologii, której nie pisałam, bo dzień spędziłam na wymiotowaniu. Skoro już jesteśmy przy narzekaniu to kompletnie położyłam chemię. Test składał się z sześciu zadań i maksymalnie można było zdobyć osiem punktów, więc pewnie dostanę dwójkę i moja piękna czwórka pójdzie na most popełnić samobójstwo.
Święta. Nadchodźcie.


12 komentarzy:

  1. Trochę mi zajęło, zanim dotarłam do drugiego rozdziału, bo obczajałam promocje świąteczne na księgarniach... Ale nieważne. ;)
    Nieco się już wyjaśniło, z czego bardzo się cieszę. Częściowo spodziewałam się tego, że Danica dowie się o swojej matce i o tym, że jej brat nie żyje, ale jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy. Poza tym chciałabym z powrotem Chase'a. Polubiłam go. xD
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wena będzie, pomimo tych różnych kłopotów, które ostatnio Cię spotkały. I wszystkiego najlepszego z okazji imienin!

    http://the-gates-of-earth.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Promocje świąteczne? Są jakieś? Jezu, teraz to ja mam, co obczajać!
      Tak, trochę się wyjaśniło, ale na dobrą sprawę to dopiero początek komplikacji, które z czasem wyjdą na jaw. :)
      Haha. Sama lubię Chase'a, więc obiecuję, że jeszcze się pojawi. I to niejeden raz. Słowo. xD
      Dziękuję za życzenia. :*
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Miałam piękny zamiar skomentować jeszcze przed południem, ale moja kochana mamusia wprowadziła nową doktrynę, zgodnie z którą sobota to czas sprzątania, a nie dzień odpoczynku, w związku z czym... No, wiadomo. Boże, jestem normalnie wykończona i ledwo się ruszam. Nie wiem, jakim cudem jutro wstanę z łóżka, bo na razie się z niego nie ruszam. To tak jak zwykle tytułem mojego bezsensownego wstępu.

    O mój... Naprawdę nie wiem, co powiedzieć o tym rozdziale. Jest po prostu idealny. Wspominałam już, że kocham te Twoje wstępy pisane w drugiej osobie? Są nieziemskie :) I ten piękny kontrast między relacjami Danici i Nathana we wspomnieniach a brakiem chłopaka w drugiej części. To takie... Chciałam napisać "smutne", ale to chyba niewłaściwie słowo. Zwyczajnie mam ochotę siąść i się rozpłakać. Co Ty najlepszego wybrawiasz z moją stabilizacją emocjonalną... Dobra, ja nigdy nie byłam stablina emocjonalnie. Ale i tak tego nie ułatwiasz :) Więc... Tak. Znów zapomniałam, co chciałam napisać. Wybacz, po prostu ciągle siedzi mi w głowie Danica i Nathan. Ale odchodząc już od nich, bardzo też mi się podoba, jak wykreowałaś ich rodziców i relacje między nimi. Te pretensje ojca, nieporadne bronienie się matki... Cudo. Podobała mi się też reakcja Danici na zachowanie jej mamy. Jak najbardziej popieram. Co prawda mówią, że rodzina powinna się trzymać razem... Ale z drugiej strony rodziny się nie wybiera. I... Tak, wiem, to wszystko dramatyczne, ale nie mogłam nie parsknąć śmiechem na wzmiankę o różowych włosach. Rozbroiło mnie to :) W sumie trochę się już wyjaśniło, ale jeszcze wiele rzeczy jest owianych tajemnicą, więc również mam nadzieję na rychły powrót Chase'a, który chyba może rzucić trochę światła na parę spraw. I Danica nie spytała, ale ja to zrobię. Kim jest ten cały Hunter?

    Spokojnie, kochana, nie przejmuj się tak tą chemią. W końcu to tylko oceny semestralne, prawda? I, kurczę, jak ja mogłam przegapić Twoje urodziny? Wszystkiego najlepszego, kochana! I przepraszam za opóźnienie.

    Pozdrawiam,

    Lakia, Która Jak Zwykle Powinna Zrobić W Sobotę Milion Rzerzy i Nie Zrobiła Zupełnie Nic

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, widzę, że nie tylko u mnie w domu panują rządy absolutne. E tam nieziemskie. Wstępy, jak wstępy, ale akurat o to tutaj chodzi. W Byłam chce pokazać różnice pomiędzy tym, jaka Danica była, a jak to wszystko z biegiem czasu się zmieniło. Rodziny się nie wybiera. To dopiero prawdziwe stwierdzenie! Chase się pojawi chyba już w następnym rozdziale, ale nie gwarantuje nowych informacji w związku z jego obecnością. Hunter to... Hunter. XD
      Nie, nie urodziny. Bez paniki. Tylko imieniny. :P
      Pozdrawiam gorąco, bo za oknem zimno! :)

      Usuń
  3. Przed przeczytaniem tego rozdziału włączyłam sobie piosenkę Republiki "Odchodząc". Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że idealnie dopasuje się ona do tego rozdziału (przynajmniej w moim, pewnie nieco krzywionym, odczuciu) i tak mnie nastroi. A raczej rozstroi, bo inaczej tego napisać nie mogę. Kiedy czytałam sobie ten ostatni fragment, kiedy wyznają Danicii prawdę o Nathanie to mi się tak cholernie smutno zrobiło. Wyobraziłam sobie siebie w tej sytuacji. I chociaż mój brat to już stary pryk (30 lat to nie przelewki) a ja też jestem już duża to mi się zachciało płakać. I jeszcze ten cytat Poświatowskiej! Uwielbiam go, uwielbiam. Tak jak ten rozdział. Cudownie to wszystko opisujesz, aż się uśmiech pojawia przy czytaniu dopowiedzeń Danicii. No i najważniejsze pytanie: kto do diabła przemalował jej włosy na różowo?!

    Imieniny? Zawsze mi się wydawało, że Aleksandry obchodzą imieniny w maju. Cóż, pomyłka ;).

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo... To musiało być przeznaczenie. Koniecznie. Chyba zrobię playlistę piosenek, których można by posłuchać w trakcie czytania. Uwielbiam takie nastrojowce i ostatnio mi się ich nazbierało. O tak... z rodzeństwem już tak jest. Nieważna różnica wieku. Poświatowska. Samo nazwisko sugeruje uwielbienie. Przynajmniej tak jest u mnie. Ona sama jest taka mądra, tylko nie pamięta XD
      Bo zwykle obchodzą, ale to akurat dzień przed moimi urodzinami i ja wyjątkowo obchodzę w grudniu. :D
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Aleksandro, po pierwsze masz liczbę 69 w liczbie wyświetleń w profilu, zauważyłaś? ogólnie zastanawiam się, czy nie pomyliłaś profili, jeśli tak tworzysz, piszesz itd. ? nie cierpię sprzątać, a niestety będę musiała. wrr.. ogólnie strasznie mi się nudzi. :c ale się cieszę, że nie muszę siedzieć nad wosem czy historią. może kiedyś twoje zdjęcia znalazłyby się na moim blogu? sesyjka czy coś? :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wchodzę na bloga, patrzę jeden komentarz więcej, klikam i momentalnie musiałam iść do piwnicy po szczękę. Haha, nie wiedziałam nic o tajemniczym 69 xD
      To z profilami... Cóż, sama się nad tym zastanawiam. Nie jest chyba źle do tej pory, ale drugiej klasy się obawiam. Będzie, co ma być, jak to mówią. Ach, co do sprzątania to znam to z własnej autopsji. Sprzątanie, gotowanie i kurzy ścieranie...
      Ojeju, jesteś pewna? Ja i moja twarz? To ogromne ryzyko, haha! :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Wchodzę na swojego bloga, patrzę: nowy komentarz. Miły, symatyczny...Chyba mogę odwdzięczyć się wym samym. Wpisuję link. Ładny szablon..."Bohaterowie", zawsze ich czytam pierwszych i na ich podstawie oceniam czy blog jest fajny, czy nie. I muszę ci powiedzieć, że w twoich całkowicie się zakochałam! Opisy są przecudowne. No i teraz w spokoju mogę czytać. Historia ciekawa, bohaterka sympatyczna. Strasznie jej współczuję! Nie wiem co by się stało gdybym straciła moją siostrę! Marzę by poznać Huntera :3 życzę dużo weny i wesołych świąt!
    PS Dodaję do linków :)
    [street-of-broken-dreams]
    [blake-hogwart]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama tez tak robię. Bohaterowie to w końcu czołowy element opowiadania, więc cieszę się, że Ci się spodobali. Hunter już wkrótce się pojawi. Obiecuję. :P
      Pozdrawiam i wesołych świąt!

      Usuń
  6. Przeczytałam rozdział parę razy, muszę przyznać i nadal nie pojmuję jak to robisz, ale piszesz bardzo fajnym językiem, czytając tak fajnie można wczuć się w akcję. No i świetnie też, że notka wyszła trochę dłuższa. I akcja ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Terriblecrash, Indonditionally, Lucy Hale.