"Kiedy umiera twój przyjaciel,
niech twoje oczy nie będą suche,
ale niech także nie stają się morzem.
Łzy tak, ale płacz nie."
Seneka Młodszy
niech twoje oczy nie będą suche,
ale niech także nie stają się morzem.
Łzy tak, ale płacz nie."
Seneka Młodszy
To był twój pierwszy dzień w liceum i na samym wstępie miałaś odnośnie niego złe przeczucia. Nie mógł ich zagłuszyć nawet T-shirt Pomyślności. Tym tytułem wraz z Grace ogłosiłaś miętową koszulkę, na której widać było parę gramofonów. Obie wierzyłyście, że przenosiła szczęście. Przykładowo w chwili, gdy ją kupiłaś, dostałaś wiadomość od taty w związku z jego najnowszą książką, a dalej było tylko lepiej! Czemu jednak tym razem miałaś nieznośnie ściśnięty żołądek?
Och, no tak. Poprzedniego wieczoru pokłóciłaś się z Grace. Nie rozumiała, dlaczego idziesz do innego liceum. Nie rozumiała, dlaczego nagle postanowiłaś zmienić zdanie, informując ją o tym ledwie dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego. Fakt, zachowałaś się jak gówniarz. Ba, nawet gorzej. Nie zachowałaś się jak przyjaciółka.
Ona po prostu tego nie doświadczyła. Nie rozumiała tych spojrzeń, szeptów i gorączkowego unikania tematu. Nathanowi może to nie przeszkadzało, ale tobie tak, więc poszłaś po najmniejszej linii oporu i zwyczajnie wybrałaś miejsce, w którym nikt cię nie zna.
Haczyk był jeden - ty też tam nikogo nie znałaś.
A co jeśli cię nie zaakceptują? Co jeśli nie zrozumieją twoich dziwnych upodobań i zachowań?
Posłałaś swojemu odbiciu uspokajający uśmiech, chwyciłaś torbę z koralikami i zeszłaś do kuchni, by wypić koktajl jeżynowy, pełniący funkcję śniadania. Nie miałaś ochoty nic jeść, a nawet, jeśli to z nerwów i tak byś nic nie przełknęła.
- Nie wiem nawet, komu robisz na złość - mówi cicho Nathan, znad swojej jajecznicy.
- A ja nie wiem, o co ci chodzi. Notre Dame ukończyła między innymi Lindsey Shaw, Kirsten Dunst i Rachel Bilson, a poza tym ma lepszy program artystyczny i...
- Daruj sobie, Dan. Fairfax ukończyły takie postacie jak Slash, Michele Greene, Jereme Hines, Alain Johannes, Mila Kunis, więc nie wmówisz mi, że wybrałaś Notre Dame ze względu na absolwentów. Program artystyczny? Nie wiem, czy twoje usta straciły kontakt z mózgiem, czy naprawdę uważasz, że jakaś durna, prywatna szkółka jest ważniejsza ode mnie, Grace i Chase'a.
Bo nie jest - masz ochotę powiedzieć, ale tego nie robisz. Patrzycie sobie w milczeniu w oczy, aż wreszcie dołącza do was tata, który ma cię odwieźć na miejsce.
Niewypowiedziane słowa uparcie ciążą ci w sercu i mącą w głowie. Coś właśnie się skończyło, choć wtedy o tym jeszcze nie wiedziałaś.
***
Trzy lata i pięć miesięcy.
Taki okres czasu obejmowała amnezja, co ustaliłam z tatą, który starał mi się pomóc, jak tylko mógł, ale kiedy zostawałam sama... nie przestawałam płakać. Cały czas czekałam na Nathana i mamę. Nie byłam w stanie się powstrzymać i ciągle tęsknie spoglądałam na drzwi. Miałam już nie zobaczyć mojego irytującego, starszego brata? A mama? Potrzebowałam jej. Prawdopodobnie jak nigdy przedtem i nachodziła mnie wielka ochota, aby poprosić tatę o telefon. Tylko, co wtedy? A jeśli moje usta znowu straciłyby kontakt z mózgiem i powiedziałabym jej coś okropnego? Może i chciałam, by była przy moim boku, ale jednocześnie sama ją z tego miejsca wykopałam.
Jedzenie w szpitalu, choć nie jest złe to ja nie mam na nie ochoty. Mdłości mnie nie opuszczają, choć lekarz zapewnia tatę, że to minie po kilku dniach. Takiej pewności nie ma z amnezją. Mózg bywa nieprzewidywalny, a ja mam wrócić do normalnego trybu życia, starając się wypełnić pustkę.
Ktoś nieświadomie ukrył w tym zdaniu drugie dno i wcale nie jest ono związane z moimi wspomnieniami? A może to wcale nie było nieświadome?
Nieważne. Liczył się przekaz, a ja go załapałam.
Tata nie mógł siedzieć ze mną przez cały czas. Gdy tylko pielęgniarka zabrała pozostałości obiadu zadzwonił jego telefon. Na widok osoby dzwoniącej dziwnie zbladł i wyszedł z sali, aby go odebrać, a kiedy wrócił posłał mi wymuszony uśmiech i zaczął się zbierać.
- Ktoś z wydawnictwa? - Pytam, a on unika mojego spojrzenia. Zachowuje się niczym bandyta złapany na gorącym uczynku.
- To moja sekretarka.
- Od kiedy masz sekretarkę?
- Od chwili, w której moja książka została przetłumaczona na piętnaście języków i sprzedała się w osiemnastu milionach egzemplarzy w dwudziestu krajach - odpowiada z łobuzerskim uśmiechem.
- Chyba sporo mi umknęło - mówię, czując się jak ryba bez wody. Jestem zaskoczona, bo tata nigdy nie odniósł takiego sukcesu. Pisał powieści przygodowe, ale jak dotąd nie docierały do tak dużego grona odbiorców. - Przeczytałam ją? Jakie zebrała recenzje?
- Krytycy uznali, że to historia mojego małżeństwa, ale według mnie to opowieść o człowieku, który dopiero po latach, w najmniej spodziewanym momencie odnajduje sens życia - wzdycha, ponownie nie patrząc mi w oczy. - Nie musiałaś jej czytać, bo pomagałaś w jej tworzeniu.
- Ja? - Pytam zaskoczona. Nie odziedziczyłam po tacie umiejętności ubierania myśli w słowa. W tej kwestii byłam raczej antytalentem.
- Tak, jeśli chcesz mogę zabrać ją dla ciebie z domu... Może sobie coś przypomnisz.
- Dziękuję - mamroczę z wdzięcznością. - I nie martw się, jeśli będziesz musiał dłużej zostać w wydawnictwie... Dam sobie radę.
- Jak zawsze - stwierdza pogodnie, choć w jego oczach widzę tajemniczy błysk.
W ten oto sposób znowu zostałam sama. Czasami zaglądała ta mało towarzyska pielęgniarka, która świeci mi latarką w oczy i zadaje głupie pytania w stylu "Przypomniałaś sobie coś?". Zupełnie, jakbym sama się tym nie martwiła.
Najgorszy w mojej samotni był czas. Leżałam na łóżku, wpatrywałam się bezmyślnie w sufit i nie mogłam przestać myśleć. Czterdzieści jeden miesięcy zniknęło z mojej pamięci, pozostawiając w swoim miejscu pustkę. Przez ten czas odeszli ode mnie najbliżsi. Grace, Chase, mama... Nathan.
Nigdy nie liczyłam na szczególne traktowanie. Starałam się akceptować świat takim, jakim jest. W tym przypadku nie było inaczej. Wiedziałam w końcu o obecności śmierci od zawsze. Kiedy przychodziła odpowiednia pora, ktoś umierał i nie dało się z tym nic zrobić. Teraz los wydawał mi się okrutnie niesprawiedliwy. Nathan był nie tylko moim bratem. Był moim przyjacielem i gdy go zabrakło miałam wrażenie, jakby ktoś wyciął mi płuco.
Jak ja to wszystko wtedy przetrwałam? Jak mogłam wstawać każdego dnia ze świadomością, że mój brat nie żyje?
Czułam się bardziej zagubiona niż na pierwszej lekcji muzyki, kiedy to nauczyciel kazał nam wybrać instrument, na którym mieliśmy pracować do końca roku, a ja nie miałam pojęcia, czy oto właśnie nadeszła pora na udawane omdlenie.
Pamiętam, jak uciekłam w kąt przed nadmiernym zainteresowaniem od strony nauczyciela. W przeciwieństwie do większości rówieśników nie chciałam mieć do czynienia z gitarą, saksofonem, cymbałkami czy nawet, jakże ambitnym, trójkątem. Wtedy nie przyjaźniłam się z Grace, ani Chasem i byłam okropnie nieśmiała. Książki wydawały mi się znacznie ciekawsze od ludzi.
Przełomowym momentem okazał się właśnie tamten dzień. Stojąc samotnie i zagryzając wewnętrzną stronę policzka, zerknęłam na sporej wielkości futerał. Nie wiem, czemu, ale w tamtej chwili przypominał mi człowieka, więc kiedy go otworzyłam i moim oczom ukazała się wiolonczela, poczułam miłe zaskoczenie.
Oto właśnie nadszedł kolejny moment, w którym musiałam walczyć z łzami. Obawiam się, że już na wstępie byłam na przegranej pozycji.
***
Nigdy nie czułam się jakoś specjalnie naiwna. Starałam się ufać tym, którzy na to zasługiwali i nie robić sobie złudnych nadziei. Nie powinnam oczekiwać odwiedzin ze strony Chase'a. Wychodząc dał mi jasno do zrozumienia, że to, co było kiedyś to jedynie przeszłość i wspomnienia, jakie mi pozostały. Mimo wszystko, kiedy drzwi do mojej sali się otworzyły miałam wielką ochotę go w nich zobaczyć.
Jakież wielkie było moje rozczarowanie, gdy moim oczom ukazała się drobna dziewczyna z okularami przeciwsłonecznymi na głowie. Była ubrana w dopasowane dżinsy i niebieską, luźną koszulkę, która podkreślały jej oczy. Sięgające do ramion blond włosy przy każdym kroku unosiły się rytmicznie. Uśmiechnęła się w moim kierunku promiennie, by po chwili wyjąć ze swojej torebki organizer i podać mi go bez słowa. Skoro odwiedziła mnie, jako pierwsza to była moją przyjaciółką?
- Dzwoniłam do twojego taty i mówił, że masz amnezję - stwierdziła spokojnie, uśmiechając się jeszcze szerzej. - Kijowo Dan, kijowo. Rozumiem, zapomnieć taką Daphne, ale mnie? Jestem twoją BFF* i to totalnie nie fair, bo nie pamiętasz nawet mojego imienia, więc zrobiłam o sobie notatkę, uwzględniając jedynie początki naszej znajomości i to jedynie te absolutne minimum, bo inaczej wyszłaby nam kilku tomowa powieść.
W jej głosie słyszałam podekscytowanie, ale kiedy zerknęłam na stronę organizera poczułam się dziwnie. To ona zastąpiła Grace przy moim boku? Była do niej tak niepodobna pod względem aparycji
W zasadzie to uważam, że ta cała sytuacja jest winą Huntera. To on wpadł na pomysł imprezy, gdy dostałam szlaban. Jeśli bym tam z wami była to na pewno wszystko potoczyłoby się inaczej. No tak, ale Ty nie pamiętasz też, kim jest Hunter. Hunter Paisley bądź jak go potajemnie nazywałyśmy nim przeszliście na tryb randkowy - Człowiek Orkiestra, to Twój chłopak. Przystojny, choć nieco z głową w chmurach. W końcu zamiast jechać z Tobą do szpitala wolał pozbierać resztki Twojego telefonu! Nie zrozum mnie źle - lubię go, ale czasami brakuje mu... rozgarnięcia/piątej klepki/mózgu. (Wybierz sama.)
Pewnie zanudziłam Cię na śmierć, więc to tyle słowem wstępu. Czas przejść do rzeczy najważniejszej, czyli mnie! Nazywam się Elaine Tuckon i poznałyśmy się w szkole. Chodzimy do prywatnego liceum katolickiego Notre Dame. Największy żart roku, bo osobiście nie wierzę w Boga, a i Ty nie należysz do świętych. Nie jest tak źle, jak wydaje się innym. Znowu się rozgadałam nie na temat. Przyzwyczaisz się. W końcu już raz to zrobiłaś.
Będę szczera, co do początku naszej znajomości. Nie przepadałyśmy za sobą. W zasadzie to nawet nie mogłyśmy na siebie patrzeć. Cały czas ze sobą rywalizowałyśmy i raz nawet po przegranym meczu koszykówki na Twojej szafce napisałam czarnym, wodoodpornym markerem "Dziwka!" Choć wiedziałaś, że to byłam ja, nie wsypałaś mnie. Faza "Zejdź-mi-z-oczu-bo-zwymiotuję" minęła. Szanowałyśmy się względnie, choć nie obyło się bez drobnych utarczek słownych.
Trudno określić, kiedy nasza przyjaźń miała swój początek. Wydaje mi się, że tak naprawdę była to nasza pierwsza rozmowa bez złośliwości. Siostra Beatrice mnie po Ciebie wysłała, bo poszłaś do toalety i przez jakiś czas nie wracałaś. Znalazłam Cię zapłakaną i wtedy dowiedziałam się o rozwodzie Twoich rodziców. Doskonale Cię rozumiałam. Ja swojego ojca ledwo pamiętam, a przynajmniej chciałabym, aby tak było. Bił mamę, która przez lata małżeństwa bała się odejść od niego odejść i zrobiła to dopiero w chwili, kiedy odważył się podnieść rękę na mnie. Właście, dlatego tak Cię początkowo nie znosiłam. Myślałam, że jesteś idealna... W łazience uświadomiłam sobie, że nikt nie jest idealny i każdy ma swoje problemy. Od tamtej pory byłyśmy niemal nierozłączne.
Pewnie zastanawiasz się, dlaczego nie mogłam Ci tego powiedzieć, skoro już Cię odwiedziłam. Boję się, Dan. Boję się, że skoro mnie nie pamiętasz to nie jesteśmy już przyjaciółkami, a tego bym nie zniosła...
Kiedy skończyłam czytać notatkę i spojrzałam na Elaine, ona z godną podziwu uwagą spoglądała na swoje buty. Nie mogłam znaleźć odpowiednich słów, dlatego nie przejmując się szpitalną pidżamą, a raczej faktem, że widać mi było w niej bieliznę, podniosłam się z łóżka i mocno uściskałam tę zwariowaną blondynką.
Po raz pierwszy w moim sercu pojawiła się nadzieja, że w moim obecnym życiu nie wszystko jest do dupy.
***
Elaine pomimo moich wcześniejszych obaw okazała się naprawdę fantastyczną osobą, choć jednocześnie miałam wrażenie, że nie jest w stanie zastąpić Grace. Czy przez te lata naszej znajomości porównywałam je dwie nieustannie? Teraz nie mogłam przestać, co chyba dawało się zauważyć.
Ostatecznie to ona zdradziła mi najwięcej o moim obecnym życiu. Udowodniła też, że pomimo różnic w naszych charakterach byłyśmy ze sobą bardzo blisko, gdy po kilku minutach milczenia z mojej strony, powiedziała:
- Okej, znamy się nie od wczoraj i widzę, jak coś cię gryzie, więc słucham.
Potrzebowałam rozmowy bardziej niż płetwonurek tlenu, więc kiedy wreszcie zakończyłam swój monolog, wspominając o słowach, jakie pod wpływem emocji wypowiedziałam pod adresem matki, ona nie wydawała się tym wszystkim zaskoczona. Wręcz przeciwnie. Wyglądało, jakby jej ulżyło.
- Nie powinnaś się przejmować… Bywało gorzej. W zeszłym roku na świątecznej kolacji nazwałaś swoją matkę lachociągiem, ale wtedy upiłaś się razem z Chasem – stwierdziła, uśmiechając się szerzej. - Daphne powiedziała mi, że to właśnie on cię uratował. To takie słodkie!
To nie było słodkie. To było po prostu w jego stylu. Zawsze się o mnie troszczył, co z czasem zaczęło mi przeszkadzać. Chciałam, żeby traktował mnie jak dziewczynę, a nie małolatę czy siostrę najlepszego kumpla.
Jak widać okazję do zmienienia naszych relacji już dawno przegapiłam, a może i nawet pogrzebałam.
Kolejny minuty ciszy, która tym razem nie wydawała mi się niezręczna przerwał dźwięk komórki Elaine. Westchnęła cicho, odczytując treść wiadomości, a pomiędzy jej brwiami pojawiła się niewielka, pionowa zmarszczka.
- Muszę już wracać, bo mama dostała białej gorączki. Odwiedzę cię jeszcze, słowo, Dan – przyrzekła, wyciągając w moim kierunku małego palca. Rozpoznałam ten symbol, pomimo urazu głowy.
Uśmiechnęłam się, prawdopodobnie nieco ponuro, by odwzajemnić gest. Tak zawsze składałam przysięgi z Grace.
***
Ten dzień był pełen wrażeń, a co gorsza wydawał się nie mieć końca.
Po raz pierwszy od kilku godzin podano mi środki przeciwbólowe, dzięki, którym mogłam w końcu zasnąć, ale nie, po co lekarze mieliby dać mi się przespać? Mogli przecież przez ten czas sprawdzić czy mam prawidłową reakcję na światło! To sadyści uzbrojeni w latarki.
Mimo wszystko po upływie kilkunastu minut, cieszyłam się z pobudki. Te słowa z trudem przeszłyby mi przez gardło w normalnych okolicznościach, ale kilkanaście minut po wyjściu pielęgniarki odwiedziła mnie kolejna osoba, a właściwie to pewne wyczekiwane przeze mnie rodzeństwo.
Grace. Gracie.
Choć nie należałam do przesadnie niskich panna Walker, zawsze była ode mnie wyższa i widząc ją w pierwszej chwili miałam pewność, że to się nie zmieniło. Krótka, niemal chłopięca fryzura wyostrzyła jej delikatne rysy twarzy, a jej brązowe oczy, obramowane długimi rzęsami spoglądały na mnie twardo.
Nie wiem, czego właściwie oczekiwałam. Podejrzewałam, że gdy się spotkamy rzuci mi się na szyję i dostaniemy ataku głupawki jak za starych, dobrych czasów. Tymczasem Grace wpatrywała się we mnie ze ściśniętymi w wąską linijkę ustami. Bynajmniej nie wyglądała na zadowoloną, a co dopiero szczęśliwą.
Nie ruszyła w moim kierunku. Chase też z resztą nie, choć on zdobył się na niepewny uśmiech. Pamiętałam go z czasów, gdy poza kolczykiem w uchu miał też dwa w łuku brwiowym. Pamiętałam, gdy uczył się grać na gitarze i marzył o karierze rockmana... Ale na litość boską tego, że tak wyprzystojniał to już nie pamiętałam.
- Jeśli myślisz, że przyszłam tu z własnej i nieprzymuszonej woli to się mylisz, Danico Cyntio Hargrove – mruknęła szatynka, opadając w końcu na krzesło obok mnie. – To ten twój... niedoszły Romeo mnie do tego zmusił!
Niedoszły Romeo..?
- Grace zachowuj się – upomniał ją Chase, nim zdążyłam zareagować. - Ze względu na stare czasy.
- Och, pewnie! Szkoda, że nie przyniosłam ciasteczek. Mogłybyśmy w spokoju, debatować o tym, co było kiedyś.
- Grace! Ona niczego nie pamięta!
- To jej nie usprawiedliwia! – Wykrzyknęła dziewczyna, podrywając się z miejsca.
Nie chciałam, żeby się przeze mnie kłócili, a jednak byłam z tej dyskusji niejako wykluczona. Nie potrafiłam się bronić, nie znając swych win, więc wymamrotałam ciche:
- Przepraszam…
- Przepraszasz? – Powtórzyła dziewczyna kpiąco. – Przepraszając, wyrażasz skruchę, a ty nie masz o niczym pojęcia!
- Więc mnie oświeć! Dlaczego jesteś na mnie wściekła?
- Bo to przez ciebie zginął Nathan! – Wrzeszczy, a ja zamieram w miejscu. - To ty go zabiłaś…
*BFF - Best Friends Forever; tak dla niekumatych.
Mogą pojawiać się błędy, literówki i cała reszta. Nie bijcie.
Spokojnie wdech wydech. Wdech wydech. Kurwa, Ola czy ty żebym tutaj padła trupem? Ja rozumiem talent, ale to juz przesada.
OdpowiedzUsuńTak, szczerze to na początku nie podobały mi sie te zdania typu - lekarze to sadysci z latarkami. W tym rozdziale mi to przeszło. Absolutnie. Początkiem mnie zauroczyłaś i wbiłaś szpilkę w delikatne miejsce. Czułam się jakbym czytała o sobie. Nie wiem czy masz tego świadomość, ale jestem prawie pewna, że każdy znalazł w tym rozdziale coś o sobie.
I jeszcze jedna sprawa. Kiedy ciąg dalszy? :D Jak na razie to dla mnie najlepszy rozdział.
Ściskam i weny życzę :*
Nie chcę, żeby ktokolwiek padał trupem. :P Cóż, wydaje mi się, że na tym polega urok PG. Każdy mógł znaleźć się w takiej sytuacji, która w danym momencie jest opisywana. Ojej, naprawdę, aż tak Ci się podobało? To świetnie! Następny rozdział powinien ukazać się gdzieś po Nowym Roku. Pewnie 10 stycznia. :)
UsuńPozdrawiam!
Tu się muszę zgodzić, bo też miałam wrażenie, że czytam o sobie. Niesamowicie to jest napisane. :)
UsuńBardzo dziękuję! :)
UsuńPozdrawiam.
Więc... Hm... Tak... Komentowałam już naprawdę wiele Twoich arcydzieł, więc można by pomyśleć, że albo powinnam się przyzwyczaić, albo też mieć pod ręką stale przygotowaną gadkę wyrażającą podziw. Tja, tylko że nic z tego. I siedzę tak, gapiąc się pusto w ten ekran, i zwyczajnie nie mam bladego pojęcia, co napisać. Generalnie od wczoraj jestem w tym dziwacznym ponuro-melancholijnym nastroju dopełnionym bezsensownymi przemyśleniami, a teraz jeszcze mnie dobiłaś tym rozdziałem. Mater Dei, to było... Brak mi słów, kochana. Tak zwyczajnie. Po prostu. Kurczę, powinnam tu ułożyć cały traktat o tym, jak bardzo jestem poruszona i jak bardzo Cię podziwiam, ale jakoś nie mogę się ogarnąć ani uporządkować myśli, a tym bardziej sklecić ich w jakieś normalne i logiczne zdanie. Chyba jestem zbyt... Rozbita. I jakoś tak nieobecna duchem. Wiesz, o co chodzi, prawda? Dobra, gdybyś nie wyciągnęła tego z tej mojej pokręconej przemowy, rozdział bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo i jeszcze raz bardzo mi się podobal. Swoją drogą, jestem zwyczajnie beznajdziejna w wychwytywaniu błędów i nigdy ich nie widzę, dopóki nie zostaną wskazane palcem, więc nawet jeżeli coś tu się pojawiło, to i tak niczego nie dostrzegłam.
OdpowiedzUsuńTo teraz już in re samej fabuły, chyba będzie mi prościej. Chociaż nie, jednak nie, bo już przy wstępie nasuwa mi się pytanie. To ja jestem jakaś ślepa i głupia czy po prostu nie padł powód, dla którego Danica poszła do innego liceum? Jeżeli nie było wyłaśnienia, to nie mogę się już go doczekać, bo bardzo mnie to zaintrygowało... Ale ciąg dalszy w mgnieniu oka to przyćmiewa. Genialne ukazałaś to wyrwanie Danici z obiegu, że się tak wyrażę. Nie wiem czemu, ale aż mi się przypomniał Musafa z tym jego kręgiem życia. To trochę tak, jakby ją z niego wyjąć, a potem z powrotem włożyć, tylko że na inne miejsce. I to bardzo trudne dla obu stron. Próbuję sobie wyobrazić, jakby to było, gdybym pewnego dnia po prostu nie poznawała swojej przyjaciółki albo ona mnie. Straszne... W każdym razie, Elaine wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie i mam nadzieję, że pomoże ona Danice jakoś się z tym wszystkim uporać. I w końcu się dowiedzieliśmy, kim jest ten cały Hunter! No, mniej więcej. A wziyta Chase'a i Grace powaliła mnie na kolana i schodziłam po szczękę na dół. Bardzo... Hm... Subtelna ta nasza Grace, co? Ale domyślam się, że miała dobry powód, co jeszcze bardziej mnie niepokoi i intryguje. Ja już chcę nowy rozdział! Co ty, Riordana się naczytałaś, żeby przerywać w takim momencie?
Pozdrawiam i życzę weny,
Lakia
Arcydzieł? Haha, skądże znowu! Dzieł? Owszem, ale na pewno nie arcy. Powód nie został podany na tacy. To raczej jest wpisane między wierszami, ale będzie to jeszcze wałkowane, więc nie ma obaw. Na początku bałam się, że źle przedstawię szpitalną procedurę i właśnie samą amnezję. Co do Elaine - jej postać jest nieco... skomplikowana, ale nie będę wyprzedzać faktów. O tak. Na postać Huntera jest już rzucone nieco światła, ale na niego samego trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Riordana, Clare i Ciebie moja droga! Wreszcie się zemściłam! :P
UsuńPozdrawiam!
Przeczytałam to, co zajęło mi trochę czasu, ponieważ nie należę do rozgarniętych osób i ciągle przerywałam sobie jakimiś przekąskami. Masz niesłychany talent. Tyle z mojej strony. Genialne.
OdpowiedzUsuńZapraszam do czytania http://pamietam-wczoraj.blogspot.com/ Nowe początki. Prolog. Przejdź się ze mną nad Styksem, by poznać tajemnice jasnego i ciemnego poselstwa. Z całego serca pragnę stałych czytelników.
Jakbym widziała siebie... Sama ciągle coś jem, a później potrzebuje diety. Ech, no nic. Dziękuję za opinię, postaram się wpaść do Ciebie w wolnej chwili.
UsuńPozdrawiam!
Super opowiadanie <3. Masz genialny styl. Wydaje mi się, że czytam o sobie :P. Jeszcze tu wrócę :). Zapraszam też do mnie http://historiataylor.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję, postaram się zajrzeć w wolnej chwili. :)
UsuńPozdrawiam!
Uwielbiam te fragmenty pisane kursywą. Tak jak parę osób przede mną wspomniało, pozwalają wczuć się w tę historię, sprawiają, że człowiek ma wrażenie jakby traktowały o nim samym, co ja wprost uwielbiam w takich historiach. No, ale cały rozdział jest cudowny. Elaine jest taka urocza, od razu ją polubiłam. Zresztą, zawsze miałam słabość do takich postaci - pozytywnych i takich, którym się buzia nie zamyka ;) Za to mam mieszane uczucia co do Grace. Rozumiem, że jest zła i rozgoryczona, ale powinna zrozumieć, że Danica nic nie pamięta i jej też jest trudno. Eh, mimo wszystko mam nadzieję, że uda im się jeszcze pogodzić. Trzymam kciuki, aby wena Ci dopisywała, a kolejne rozdziały były równie dobre co ten a nawet jeszcze lepsze!
OdpowiedzUsuńNo i z racji, że dziś jest już ostatni dzień 2013 roku życzę Ci udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku!
Bardzo dziękuję za tak miłe słowa. Tak, Elaine jest urocza, a co do Grace... Ona poniekąd ma powód do takiego zachowania, ale o tym później. :P
UsuńDziękuję za życzenia i Tobie oczywiście również udanego Sylwestra i samych wspaniałości w 2014. :)
Pozdrawiam!
Witaj!
OdpowiedzUsuńChciałabym cię zaprosić do nowej Księgi blogów z opowiadaniami.
ksiega-blogow-opowiadan.blogspot.com
Serdecznie zapraszam, życzę weny i wytrwałości w pisaniu!
Serdecznie zapraszam do zamawiania zwiastunu na :
OdpowiedzUsuńhttp://dolina-zwiastunow.blogspot.com/ - Zamów u Fravka , będzie mi bardzo miło,ponieważ ostatnio mam mało zamówień i mam parę wolnych miejsc :)
Pragnę cię poinformować, że nominowałam cię do Liebsten Award. Szczegóły zaraz na moim blogu http://historiataylor.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJutro obiecuję to ogarnąć. Pozdrawiam!
Usuń