sobota, 30 listopada 2013

Pobudka

 "Za­leży mi na in­nych ludziach, tyl­ko nie pot­ra­fię niekiedy oce­nić kto przy­jacielem, a kto wro­giem."
B. Rosiek
   
         To były twoje szesnaste urodziny. 
        Grace, Nathan, Chase i ty wraz z rodzicami planowaliście to przez kilka ostatnich tygodni. Wszystko miało wyjść perfekcyjnie. Wybraliście odpowiednią muzykę, wysłaliście zaproszenia, zorganizowaliście dekoracje... Nawet przekąski wykonaliście sami. Bajkowa otoczka, jednak zniknęła nieoczekiwanie.
        Nie minęło wiele czasu od chwili, w której zdmuchnęłaś z tortu świeczki. Twoi rówieśnicy wyginali się na tarasie w rytm muzyki, a ty siedziałaś na dachu domu razem z Chasem, rozmawiając wra
z
z nim o marzeniach.
         - Gdzie widzisz się za kilka lat? - Spytał chłopak poważnym tonem, a ty zaśmiałaś się pogodnie, przypominając sobie test kompetencji, który niedawno pisałaś. 
         - Juilliard - odparłaś z szerokim uśmiechem. - Po kilku latach Broadway, następnie jakieś tournee dookoła świata.
         - Ambitnie - zaśmiał się i po chwili do niego dołączyłaś. 
         Szybko, jednak zamilkłaś, widząc swoją matkę w dość dwuznacznej pozycji z waszym sąsiadem. Wpatrywałaś się w tę scenę z oczekiwaniem na jakąkolwiek jej reakcję i powoli wypełniało cię zniesmaczenie. W chwili, kiedy kobieta się na nim położyła i zdjęła z niego koszulę odwróciłaś wzrok, czując nadchodzące odruchy wymiotne.
***
  
        Ciemność jest czernią. Nieprzeniknioną. Intensywną. Gęstą do tego stopnia, że niemal namacalną. 
        Ciemność jest moim lękiem. Nieśmiertelnym. Wiecznie obecnym. Nawet, gdy nie jest widoczny, czuję oddech strachu na karku. Śmierdzi zgnilizną, ale spełnia zadanie i przypomina o swojej obecności.
        Ciemność jest ze mną i ciemność jest we mnie. Również teraz, kiedy leżę na granicy pomiędzy marą, a jawą, choć byłam nieco otumaniona. Słyszałam czyjś głos i to on wydawał się nawoływać mnie z mroku, choć nie rozpoznawałam poszczególnych słów. W tamtym momencie miałam wrażenie, że to lęk mnie przygniata. To on mnie paraliżuje. 
        On albo ból. Ten z rodzaju trudnych do porównania z czymkolwiek innym, a od którego robiło mi się niedobrze. Przeszywał moją głowę na wskroś, choć najsilniej odczuwałam go nad lewym okiem.
        Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam po uchyleniu powiek było znajome spojrzenie niebiesko-zielonych tęczówek. Ich barwa zawsze przywodziła mi na myśl morze i spokój.
        Chase.
        Wyglądał inaczej.
        Schudł, choć nigdy nie należał do otyłych. Pod oczami widniały sińce, sugerujące problemy ze snem lub jego brak. Ciemne włosy miał roztrzepane, choć wyglądały na mokre tak, jak jego ubranie. Zmęczenie dodawało mu lat, a przecież był jedynie rok straszy ode mnie. Uśmiechnął się w niezaprzeczalnie uroczy sposób, unosząc kącik ust ku górze i tym samym, ukazując w policzku uroczy dołeczek.
       Sekundy mijały, a ja ciągle wpatrywałam się w niego niczym kompletna idiotka. Na swoją obronę dodam, że wtedy mój mózg nie mieścił się w czaszce. (Takie przynajmniej odnosiłam wrażenie.)
       - Witaj w świecie żywych - szepnął przyjemnie niskim głosem, ściskając moją dłoń, która okazała się wilgotna, co odciągnęło skutecznie moją uwagę od nietypowego powitania.
       Miałam ochotę zapytać o wiele rzeczy, ale ostatecznie nie wydobyłam z siebie żadnego głosu oprócz cichego jęku.
       - Nie można jej podać środków przeciwbólowych? - Czy wspominałam, że Chase to anioł? Kobieta o blond włosach, zapewne niewiele starsza ode mnie poświeciła mi latarką w oczy, a od zbyt dużego natężenia światła po moim policzku spłynęło kilka łez.
       - Przykro mi, ale najpierw lekarz musi ją zbadać. Mamy szczęście, że już odzyskała przytomność - odparła sanitariuszka, po czym zwróciła się do mnie, używając tego samego łagodnego tonu: - Ten młody kawaler skontaktował się już z twoim ojcem. Czuwał przy tobie do przyjazdu karetki, a później nie pozwolił nam odjechać, dopóki nie pozwoliłam mu się z nami zabrać. Aż ci zazdroszczę takiego chłopaka!
       Chłopaka?
       Chase był moim chłopakiem?
       Od kiedy?
       I co ja do diabła robiłam w karetce?!
       - Co się stało? - Spytałam ochryple zupełnie zdezorientowana.
       Chase jako mój chłopak był niesamowicie kuszącą opcją, ale niestety to wydawało się być zbyt nierealne. Gdybyśmy byli parą, a później się rozstali to, co z naszą przyjaźnią? Wychodzilibyśmy na swój widok, trzaskając drzwiami? To w naszej paczce, którą dodatkowo stanowiła jego siostra i mój brat nie było raczej możliwe.
       - Nie pamiętasz? - Upewnił się, a ja skinęłam głową w odpowiedzi, co doprowadziło mnie do odruchów wymiotnych. - Byliśmy na tej samej imprezie i wpadłaś do basenu. Na czole masz teraz opatrunek, wątpię, aby obeszło się bez szycia, ale kto wie... Może zostanie ci seksowna blizna?
       Uśmiechnęłam się, mając ochotę go przytulić, ale nie musiałam próbować, by wiedzieć, że o własnych siłach nie wstanę z noszy. Drugim ważnym argumentem, który przekonał mnie do pozostania w miejscu była niechęć do zwrócenia posiłku na Chase'a. To było na ostatnim miejscu w mojej liście rzeczy do zrobienia w przyszłości.
       - Nathan i Grace też tam byli?
       Chłopak spojrzał na mnie... cóż, jak na wariatkę. Przez chwilę sama zastanawiałam się, czy, aby nie powiedziałam jakiejś głupoty. Może faktycznie byliśmy parą i dlatego reszta nam nie towarzyszyła? Tylko czemu nie pamiętałam okoliczności wypadku? Czemu nie pamiętałam tego, że jestem z Chasem?
       -  Żartujesz sobie ze mnie? - Odpowiedział, spoglądając na mnie z zaskoczeniem.
       - Nie... Byliśmy na randce i dlatego ich nie było? A jeśli tak to czemu w szpitalu ma czekać jedynie tata? - Pytałam, czując rosnące zaniepokojenie na widok jego poważnej miny. Sanitariuszka ponownie poświeciła mi latarką po oczach, by z zaniepokojeniem zadać mi jeszcze bardziej idiotyczne pytania:
       - Jak się nazywasz?
       - Danica Cynthia Hargrove.
       - Gdzie mieszkasz?
       - Los Angeles, California.
       - Który mamy rok?
       - Dwa tysiące... Dwa tysiące... - o ile poprzednie odpowiedzi wydawały mi się oczywiste to tu miałam problem. - Dwa tysiące dziesiąty?
       - A jaki mamy miesiąc?
       - Maj? - Widząc minę kobiety zyskałam pewność, że to błąd tak, jak i za poprzednim razem.
       Sama odnosiłam takie wrażenie. We wrześniu dwa tysiące dziesiątego dopiero zaczynałabym liceum, a tymczasem czułam się dojrzalej. Przyznam się bez bicia, że widok Chase’a również mi pomógł. On sam nie wyglądał na piętnastolatka.
       - Nie martw się. Postaraj się uspokoić.
       Na te słowa tak naprawdę dopiero zaczęłam się martwić.


***

      Miałam cichą nadzieję, że kiedy trafię do szpitala rodzice już tam będą. Jak jednak mówi powszechnie znane powiedzenie - nadzieja matką głupich.
      Tata przyjechał do szpitala dopiero po założeniu szwów i tomografii komputerowej, która na szczęście nie wykazała żadnych urazów wewnętrznych w mojej głowie, a o co poważnie się obawiałam. Chase przez cały ten czas był w pobliżu, ale wbrew moim przypuszczeniom nie odpowiedział, ani razu na jakiekolwiek pytanie. Podejrzewałam, że to ta pielęgniarka z przekrwionymi oczami go do tego zmusiła, a jeśli nie to razem spiskują, co wcale mnie nie pocieszyło.
      - Tato! - Krzyknęłam, gdy pielęgniarz bez słowa zaczął prowadzić moja łóżko w stronę wyjścia z izby przyjęć.
      Mój tata jak większość ojców czasami był nieco przygłuchy, więc Chase podbiegł do niego i po kilku sekundach obaj odwrócili się w moim kierunku wciąż pogrążeni w rozmowie (ten pielęgniarz prowadził mnie nie wiadomo, gdzie i tylko ja byłam tym faktem mocno zaniepokojona?). Westchnęłam cicho (z ulgi), kiedy zostałam zawieziona do sali.
      Chase przyszedł pierwszy, choć minę miał iście cierpiętniczą. Spojrzał na mnie niepewnie, by po chwili pokręcić głową ze zdenerwowaniem. 
      - Nie jesteśmy parą, Dan. Nasze spotkanie na imprezie to był czysty przypadek. 
      - Och... - Odpowiedziałam z rozczarowaniem.
      - Mamy dawkować ci informacje powoli, ale prawda jest taka, że od roku praktycznie nie utrzymujemy kontaktu. 
      - A co z Grace? - Miałam wrażenie, że za chwilę się rozpłaczę, a naprawdę w obecnych okolicznościach wolałam tego uniknąć.
      - Ona na dźwięk twojego imienia dodatkowo się piekli - wtrącił z ironicznym uśmieszkiem.
      - Czemu? - To było prawdopodobnie najgłupsze pytanie, jakie mogłam zadać, bo przecież nie wszystko da się jasno wyjaśnić, ale w chwili, kiedy dowiadujesz się, że dwoje twoich najlepszych przyjaciół z tobą nie rozmawia, rozsądek przestaje mieć znaczenie.
      - Nie ja powinien ci to mówić. Nie teraz. - Odwrócił się nagle, chcąc ukryć wyraz twarzy. - Przepraszam, ale muszę już wracać do domu...
      - Odwiedzisz mnie jeszcze? - On jednak już wyszedł, pozostawiając mnie tym samym bez odpowiedzi.
      Jeszcze nigdy nie chciało mi się tak płakać. Chociaż, kto wie... W końcu kilka rzeczy mi umknęło. 


Nie wiem, czy o to chodziło. Nie wiem, czy tego się spodziewaliście. Nie wiem nawet, czy to mi się podoba. W kwestii wyjaśnienia samego początku: tekst pisany kursywą to wspomnienie. Taki układ będzie występował jedynie w części pierwszej.
Nie bijcie.
Zapalenie oskrzeli pozdrawia. 

9 komentarzy:

  1. O mój... Dobra, usiłuję się uspokoić (i przy okazji wyrzucić swojego kota z kredensu będącego dosłownie składem porcelany), ale średnio mi to idzie. Po przeczytaniu po prostu siedziałam i gapiłam się w ekran. Potem z kolei mój stan emocjonalny przeszedł do etapu "Ja chcę ciąg dalszy TERAZ!", który zawsze mnie napada po przeczytaniu dowolnego Twojego dzieła. Gdy ta faza już minęła, zaczęło mi świtać, co sama wspomniałaś o tym rozdziale w mailu. Ale po przeczytaniu wydało mi się to jeszcze bardziej nieprawdopodobne, więc nawet przeszłam na chwilę na pocztę, by jeszcze raz sprawdzić Twoją wiadomość i upewnić się, czy czegoś nie przekręciłam. I wychodzi na to, że nie. Boże, Ty naprawdę napisałaś, że ten rozdział jest łzy. Naprawdę to zrobiłaś. Mam ten tekst przed sobą i dalej nie wierzę własnym oczom. Kochana, weź mi wskaż chociaż jedną rzecz w tym rozdziale, która mogłaby zostać określona jako "zła". Ja nic takiego nie widzę. Dostrzegam tylko perfekcję w każdym calu, cudownie wykreowanych bohaterów, wspaniale rozwijającą się fabułę i, przede wszystkim, Twój fantastyczny styl pisania, który wprost ubóstwiam. Dobra, wdech, wydech, już się ogarniam i przechodzę do konkretów. Początek z tym wspomnieniem w połączeniu z tym, co się stało pod koniec, był tak poruszający, że aż poważnie brak mi słów. To, jak relacje Chase'a i Danici się zmieniły, jak ona sama to przeżywała... Boże, aż się plączę we własnych myślach. Wiesz, mam teraz ochotę po prostu zwinąć się w kłębek, rozpłakać i powtarzać "To takie straaaszneeee..." Widzisz, rozklejam się przez Ciebie i popadam w depresję. Przepraszam, że ten komentarz jest taki nieskładny i generalnie pozbawiony sensu. Rada na przyszłość - najpierw ochłonąć i ogarnąć własne emocje, a potem brać się za komentowanie. Chyba lepiej na tym skończę, zanim skompromituję się do reszty.

    Pozdrawiam i życzę weny,

    Lakia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha. Szczerze to czekałam, Lakio na Twój komentarz, choć nieco obawiałam się usiłowania zabójstwa. Ja już tak mam. Kiedy coś napiszę wydaje mi się w porządku, a później podczas ponownego czytania zmieniam zdanie. Tak jest od bardzo dawna. :P
      Co do relacji Chase i Danici to owszem, sporo się zmieniło. W sumie nie tylko między nimi, ale o tym później. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Właśnie sobie siedziałam nad charakterystyką Tadeusza, Zosi i Wojskiego, kiedy zobaczyłam Twój komentarz i postanowiłam, że skoro mam chwilę (ci wyżej wymienieni nie są w stanie wystarczającą mnie zainteresować) to wpadnę i poczytam, co ty tutaj piszesz. No i ... jestem wprost oczarowana. Bardzo ciekawy pomysł i wykonanie także mi się podoba. Bardzo fajnie to wszystko opisujesz, a dzięki wspomnieniom, pisanym kursywom, można się bardziej wczuć w tę historię. Jestem ogromnie ciekawa wszystkiego, co dotyczy Danicii, a co jest na razie owiane tajemnicą. Ponadto muszę powiedzieć, że czyta się to tak jak rozdział z książki, i to dobrej książki, a to jest niestety jeszcze niezbyt powszechna umiejętność wśród blogerów. Na palcach jednej ręki mogłabym wyliczyć tych, którzy tak właśnie piszą. Ty do nich należysz. Nie myśl, że się podlizuję, czy coś. Po prostu uważam, że masz lekki styl i przyjemnie się to czyta. No i, podkreślę to jeszcze raz, sam pomysł na tę historię jest szalenie interesujący. Pozdrawiam serdecznie i będę wpadała tu częściej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, skąd to znam. Mnie aktualnie próbuje nieskutecznie, przyciągnąć teoria operonu laktozowego, ale wszystko wydaje się nagle zbyt interesujące...
      Bardzo dziękuję za tak miłe słowa! Naprawdę Twoja opinia wiele dla mnie znaczy. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Zaskoczyłaś mnie trochę... Nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji i zastanawiam się, co stało się w międzyczasie.
    Sam rozdział podobał mi się, a zwłaszcza początek po wspomnieniu, czyli opis wszechogarniającej czerni. Był taki ładny, że aż normalnie chciałabym go gdzieś zacytować.
    Dobra, idę czytać dalej... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się szczerze, że nie chciałam od razu przechodzić do tych szpitalnych procedur, więc zdecydowałam się na jakiś opis, a ciemność wydawała mi się najlepsza. W każdym razie dziękuję za komplement! :)
      Pozdrawiam. :D

      Usuń
  4. Tak jak się spodziewałam, jest rewelacyjne :) Też nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji. I narracja drugo-osobowa też bardzo mnie zaskakuje. Nie sądziłam, że da się tak pisać, a jak wychodzi świetnie. Zdecydowanie będę często zaglądać.
    Nie chcę robić spamu, ale byłoby miło jakbyś zobaczyła i mojego bloga. Pierwsze notki może nie są jeszcze bardzo ciekawe, ale akcja się rozwija. Byłabym też wdzięczna za komentarz, bo to naprawdę motywuje do pracy :)
    I jeszcze raz dzięki za tą notkę, bo zapisałam sobie parę cytatów :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bloga możesz zobaczyć, pewnie jak już wiesz klikając w Nick "Redrose". :)

      Usuń
    2. Oj, naprawdę dziękuję. Trochę się naczytałaś tego wszystkiego. Na bloga już zajrzałam i obiecuję skomentować, gdy tylko nadrobię zaległości. Jutro powinnam przysiąść i wszystko przeczytać.
      Pozdrawiam! :D

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Terriblecrash, Indonditionally, Lucy Hale.