"Niektóre stare rany nigdy się nie zabliźniają
i krwawią przy najmniejszym nawet zadrapaniu."
George R. R. Martin
To były twoje szesnaste urodziny.
Pierwsze bez Grace.
Pierwsze z Hunterem, jego znajomymi.
Pierwsze z Elaine i Daphne.
Ostatnie z Nathanem.
Po poprzedniej imprezie postanowiłaś spędzić ten dzień w gronie niewielkiej grupki znajomych. Urządziłaś grilla, a dla niejedzących mięsa przygotowałaś cały zestaw sałatek. Świetnie się bawiliście, a kiedy twój tata pojechał do wydawnictwa, ktoś zajął się muzyką i całą ferajną tańczyliście na trawniku, ignorując sąsiadów.
Hunter podszedł do ciebie z uśmiechem i pozwoliłaś mu poprowadzić się na tył domu, gdzie to wręczył ci niewielki pakunek z uśmiechem. Spojrzałaś na niego sceptycznie, przystawiając ucho do pudełka.
- Nie słyszę tykania, więc chyba nie ma tam bomby - stwierdziłaś, a on wywrócił oczami ze zniecierpliwieniem.
Otworzyłaś prezent z zaskoczeniem, obserwując naszyjnik z twoim imieniem, który chłopak wyjął i pomógł ci go założyć.
- Nie musiałeś mi nic kupować - mruknęłaś słabo, czując jak palą cię policzki.
- Wiem, ale chciałem i zamiast marudzić powinnaś mi podziękować - oznajmił, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Dziękuję! - Powiedziałaś, przytulając się do chłopaka, ale on cofnął się, kręcąc głową z dezaprobatą i wskazał palcem na swój policzek, który cmoknęłaś z rozbawieniem.
- Lepiej?
- O wiele - mruknął, nachylając się w twoim kierunku, ale z tej nieco niezręcznej sytuacji pomógł wybrnąć ci Chase.
- Dan, Elaine cię szuka... - oznajmił brunet, który odszedł tak szybko, jak się pojawił.
Bąknęłaś przeprosiny w kierunku Huntera i podążyłaś za swoim przyjacielem. Po dotarciu do Elaine ze zdziwieniem odkryłaś, że ta wcale cię nie szukała, a co więcej Chase właśnie wychodził.
- Chase! Chase! - Krzyknęłaś, stojąc na środku chodniku. - Walker, czekaj do cholery!
Brunet odwrócił się w twoją stronę niechętnie, a ty podeszłaś do niego ze złością, by odepchnąć go od siebie. Jak mógł być takim dupkiem w twoje urodziny? Dlaczego się tak zachowywał? Nie dość, że Grace się w ogóle nie pojawiła na imprezie to teraz jej brat postanowił najwidoczniej z niej uciec. Łzy napłynęły ci do oczu i zaczęłaś okładać jego tors piąstkami. Ledwie mrugnęłaś, a on już złapał cię za nadgarstki i mierzyliście się przez chwilę spojrzeniami.
- Nie powinienem być zaskoczony, że nawet ty się za nim uganiasz. W końcu jest przystojny, wysportowany... Mogłabyś jednak poświęcać mi i Grace trochę więcej czasu. Nawet przez pieprzony sentyment.
- Myślisz, że mi was nie brakuje? Że nie chciałabym spędzić z wami czasu jak kiedyś? - Pytałaś retorycznie, by następnie dodać spokojniej: - Chciałabym, ale nie mamy już dziesięciu, a w twoim przypadku jedenastu lat, Chase. Teraz wszystko jest bardziej skomplikowane. Mam wiolonczele, znajomych...
- Którzy są ważniejsi od nas. To chciałaś powiedzieć?
- Oczywiście, że nie! Po prostu często nie mogę się z wami spotkać...
- Za często - odrzekł chłopak słabo. - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
Odszedł, a ty wpatrywałaś się w jego plecy nim zupełnie zniknęły z twojego pola widzenia.
***
Tej nocy nie spałam zbyt dobrze. Ból głowy budził mnie, co jakiś czas i leki nie odnosiły żadnego skutku. Momentami po przebudzeniu miałam wrażenie, że jestem w swoim starym pokoju i słyszę kroki Nathana na schodach. Mijały sekundy nim się rozbudzałam i docierała do mnie brutalna prawda.
Nad ranem zwyczajnie straciłam ochotę na przewracanie się z boku na bok bądź skrupulatne podziwianie sufitu, więc wzięłam długi, gorący prysznic, który mnie nieco uspokoił. Kolejny problem nastąpił jednak przy ubieraniu się. Nowa i stara Danica różniły się pod względem nie tyle gustu, co stylu.
Większość rzeczy w szafie stanowiły pastelowe ubrania. Wszelkie odcienie beżu, żółci, pomarańczy, bieli, różu, błękitu... Czerń stanowiły jedynie marynarki, elegancka sukienka, kostium kąpielowy, dwie spódnice i para fabrycznie zniszczonych dżinsów.
Nowa Danica również dziewczęco ubierała się. Spory procenty jej garderoby stanowiły sukienki i przewiewne tuniki. (Oczywiście w barwach pastelowych!) Nie było mowy o T-shirtach ulubionych zespołów czy nawet ze śmiesznymi nadrukami. Te wszystkie apaszki pachnące jaśminowymi perfumami mnie nieco przerażały i uświadamiały, jak bardzo dbałam o detale i swój wygląd, pomimo różowych włosów.
Wyjmując w teorii swój terminarz (nie do końca jeszcze czułam, aby którakolwiek z rzeczy w tym pokoju nalezała do mnie), postanowiłam zrobić nieco marne podsumowanie, a konkretniej listę zakupów, którą powinnam, czym prędzej zrealizować.
Lista zakupów D. C. Hargrove:
1.
Koszulki
w liczbie minimum trzech. Najlepiej czarne, bo odczuwałam potrzebę
uzewnętrznienia duchowej żałoby.
2.
Para
tenisówek, bo na chwilę obecną posiadam jedną, co wydaje mi się pomyłką na tle
japonek, obcasów i balerinek.
3.
Jakieś
normalne perfumy, bo od tych jaśminowych kręci mnie w nosie.
Nie była ona obszerna, aczkolwiek na jej widok pozwoliłam sobie na uśmiech, choć nie zmieniało to faktu, że nadal siedziałam na łóżku w szlafroku. Ciekawe, czy mogłam użyć amnezji jako wymówki i do tej sytuacji.
Kolejne trzydzieści minut poświęciłam na wciągnięcie na siebie jasnych spodenek i luźnej sportowej bluzy. Większość z tego czasu spędziłam, co prawda na odczytywaniu wiadomości na moim telefonie.
Naprawdę sporo osób pisało do mnie z pytaniem o stan zdrowia, co było miłe nawet, jeśli ich nie kojarzyłam. Każdemu odpisywałam, bo jeśli oni zdobyli się na trud i powiedzenie w moim kierunku, choć jednego ciepłego słowa to zasługiwali na odpowiedź. Nawet lakoniczną i niezupełnie zgodną z prawdą.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Moja lista zakupów okazała się przynieść jakieś korzyści, bo oto na tylnej okładce terminarza znalazłam hasło do Facebooka, poczty e-mail i samego laptopa, więc czym prędzej go uruchomiłam i kontynuowałam obserwację swojego życia.
W poczcie nie znalazłam osobistych informacji poza wysłaniem do szkoły maila z zajęciami, na które chce uczęszczać w tym roku szkolnym. Facebook był zupełnie inną bajką. Po zalogowaniu się do swojego profilu nieomalże musiałam zbierać szczękę z podłogi. Miałam ponad ośmiuset znajomych, w co nie mogłam uwierzyć. Wątpiłam, abym przed amnezją mogła poznać tak wielką liczbę osób. Pobieżnie przeglądałam listę i kiedy nie znalazłam na niej Chase'a, ani Grace nieco się zdenerwowałam.
Wpisałam ich dane w wyszukiwarce i co się okazało? Grace mnie zablokowała, a Chase'owi wysłałam zaproszenie.
Z poczuciem niesprawiedliwości (Grace kara mnie za coś, czego nie pamiętałam!) wróciłam do listy i zaczęłam ją ponownie przeglądać. Po dwóch minutach skapitulowałam. Nie byłam w stanie zapamiętać jakiejkolwiek twarzy. Wróciłam na swoją tablicę, zauważając, że regularnie posty dodaje Elaine, Hunter, niejaka Daphne Bell. Kojarzę jej imię, ale po zdjęciach grupowych mogę zauważyć, że trzyma się ona bardziej męskiej części towarzystwa.
Czytając wiadomości ze skrzynki między innymi z Elaine mogłam stwierdzić, że była mi naprawdę bliska. To samo tyczyło się Huntera, choć początkowo miałam wątpliwości. Niezły ze mnie numer, bo w sumie nie był jedynym chłopcem, z którymi pisałam. Na swoją obronę dodam, że żadna z pozostałych wiadomości nie zawierała podtekstów bądź śladu flirtu.
Odpowiedziałam na resztę wiadomości, dotyczących mojego zdrowia, po czym z czystym sumieniem wyłączyłam laptopa. Nieco zgłodniałam, co było miłym odkryciem. Nie należałam do łasuchów, ale po wyjściu ze szpitala praktycznie nic nie jadłam, funkcjonując jedynie dzięki herbacie.
Po wyjściu z pokoju, do którego się nieco przyzwyczaiłam ulżyło mi. Nie musiałam wypalać wzrokiem dziury w książce taty. Wczorajsze czytanie skończyło się tym, że się nie zaczęło, więc dostrzegając ojca popijającego kawę, odczuwałam wyrzuty sumienia.
- Chcesz trochę napojów bogów, słonko? - Pyta unosząc kubek ku górze, a ja marszczę się automatycznie.
- Kawa. Ble - mruczę, przeciągając ostatnią samogłoskę.
Tata wybucha śmiechem i przez moment wszystko wydaje się takie znajome. Jestem pewna, że Nathan i mama za chwilę do nas dołączą cali umorusani farbą, ale to wrażenie mija tak szybko jak się pojawiło.
- Dzwoniła twoja wychowawczyni - oznajmia niespodziewanie, kiedy ja jestem zajęta polewaniem mlekiem płatków śniadaniowych. - Pytała, kiedy wrócisz do szkoły.
- I co jej odpowiedziałeś?
Liceum. Miałam wrócić, gdy będę gotowa, bo lekarze stwierdzili, że mój mózg wyparł wspomnienia, a to oznacza, że pod tą różowa czupryną gdzieś one są. Poza utratą pamięci wszystko w mojej głowie było okej. Nadal posiadałam zdolność przyswajania nowych informacji, a przecież nie wszyscy po urazach głowy mieli tyle szczęścia.
- Wrócisz, kiedy będziesz chciała. Nikt nie wywiera na ciebie presji - zapewnił mnie tata, a ja uśmiechnęłam się wyraźnie uspokojona.
Bardziej od wykazania swojej niewiedzy obawiałam się rówieśników, ale nie mogłam odwlekać tego w nieskończoność. Miałam wystarczająco dużo zaległości.
- Jutro - mówię tacie po kilku minutach ciszy. - Możesz zadzwonić do niej i powiedzieć, że jutro przyjdę tylko najpierw kup mi parę rzeczy.
- Ja? - Powtarza zdumiony i mam wrażenie, że gdybym powiedziała to kilka sekund wcześniej oplułby się kawą jak nic.
- Tak ty, tato.
- Ale ja nigdy nie robiłem ci zakupów - wtrąca bezradnie, a ja wstawiam miskę po płatkach do zlewu.
- Najwyższa pora to zmienić.
***
Tata pomimo początkowych sprzeciwów pojechał na zakupy, uprzedzając, że ma jeszcze sprawę do załatwienia na mieście i nie wie, kiedy wróci.
Ja przez ten czas starałam się zacząć czytać książkę.
No okej. Głównie myślałam nad znaczeniem dedykacji i tytułu książki. Niesamowitość to przecież słowo jak wiele innych, ale musi się kryć za nim historia, która nadaje mu unikalnego wydźwięku. Tytuły książek zwykle są intrygujące, przemyślane. Tata na pewno nie otworzył słownika na przypadkowej stronie i nie wskazał palcem na dany wyraz. On zapewne poświęcił sporo czasu by coś wybrać. Szczególnie, jeśli podchodził do dzieła osobiście.
Dodatkowo musiałam w tym wszystkim mieć w tym jakiś wkład.
Tylko jaki?
Kolejne pytanie bez odpowiedzi.
***
Jestem beznadziejną córką i jeszcze gorszym krytykiem literackim.
Odłożyłam książkę po przeczytaniu pierwszych akapitu i nazwy rozdziału.
Dzień, który w alternatywnej rzeczywistości na pewno by się nie zdarzył.
To nie brzmiało zbyt zachęcająco, ale nie mogłam tak od razu skapitulować.
"Zwiastunem końca miłości jest obojętność. W momencie, kiedy ona puka do naszych drzwi zwykle pojawia się osoba trzecia, która wszystko komplikuje, bo gdy się kocha naprawdę nie ma miejsca na miłość zastępczą czy zapasową. Nie można kochać dwóch osób jednocześnie, jak i nie można kochać trochę. Tymi oto słowami powitała mnie żona, trzymająca w ręku papiery rozwodowe.
Pewnego dnia ma się naście lat i planuje swoje kiedyś. Nagle kiedyś zmienia się w dziś, a dziś staje się wczoraj i ostatecznie nic nie jest takie jakbyśmy chcieli.
Ludzie dostają to, co dostają. To nie ma nic wspólnego z tym na, co zasługują.
Nie wierzę w Boga, a karma to suka, która przypomina sobie o nas w najmniej spodziewanych momentach. Podejrzewam, że papiery rozwodowe to kara za te dwa niezapłacone mandaty."
Obawiałam się tego, co mogą zawierać kolejne strony.
***
Napisałam do Elaine i wcale nie podejrzewałam, że ta mi odpisze. Powinna być na zajęciach, a tu proszę! Czekałam niecałe trzy minuty na odpowiedź z jej strony. Zapytałam, co według nas znaczyła niesamowitość. Rozgryzła mnie bez problemów.
"Czytasz książkę? To fantastycznie. Będę za godzinę. Odezwij się i do Huntera, bo chłopak uschnie z tęsknoty. XOXO, Eli."
Nie wiedziałam, czy powinnam odzywać się do Huntera. A co jeśli mylnie to odbierze? W końcu uznałam, że był moim chłopakiem, więc należy mu się choćby jakikolwiek znak życia z mojej strony. Napisałam o jutrzejszym powrocie do szkoły, choć on nie odpowiedział tak szybko jak moja przyjaciółka.
Właściwie to do jej przyjazdu w ogóle nie odpowiedział.
- Dan - wyszeptała dramatycznie, kiedy otworzyłam jej drzwi - czy ty czesałaś się dzisiaj ubijaczką do jajek?
Wywróciłam oczami, słysząc jej nietypowe powitanie i zaprowadziłam do pokoju, gdzie to obie usiadłyśmy na łóżku. Przez kawałek czasu opowiadałam jej o swojej codziennej rutynie, a ona słuchała nie przerywając mi nawet słowem. Dopiero kiedy skończyłam, wtrąciła:
- Nigdy nie zapomnij nakładać na włosów pianki. Inaczej będą imitować pudla na głowie. No i oczywiście nie mogę pominąć twojego dzisiejszego stroju. W Notre Dame nie wolno nam chodzić w spodenkach - odsłaniają za dużo nóg. Wybieraj dżinsy albo spódnice. Sukienki zwykle zostawiałaś na specjalne okazje - poradziła, a ja w duchu się skrzywiłam. Zbyt szybko oceniłam dawną mnie.
- Jeszcze jakieś rady, szefowo?
- Nie, ale możesz mnie tak nazywać - prychnęła z szerokim uśmiechem. - Mam tutaj twój plan lekcji, w którym uwzględniony jest program aktywności uczniowskiej. W skrócie oznacza to, że na rok przypada nam około trzydziestu godzin pracy w wolontariacie.
Wymamrotałam coś nieskładnie, podziwiając swój plan zajęć. Angielski, rozszerzona biologia, chemia na poziomie podstawowym, francuski, historia USA, nauki społeczne, ukochany W-F, z którego mam zwolnienie, religia, historia sztuki, fotografia i algebra. Z całą pewnością mogło być gorzej.
- Salami się nie przejmuj. Jutro pokaże ci co, gdzie i jak. Rano po ciebie, mnie i Daphne przyjeżdża Hunter, więc nie będziesz musiałaś kłopotać taty - musiałam przyznać, że jej paplanina działała na mnie kojąco.
- Czy ja i Hunter to związek na poważnie? - Przerywam jej w pewnym momencie, a ona wzdycha ciężko, jakby tylko czekała na to pytanie.
- Jesteście razem prawie rok, a spotykacie się nieomal od trzech. Początkowo byliście typowymi znajomymi na poziomie kolega-koleżanka. Później pojawiła się odrobina flirtu, którą przerwała Daphne. Uprzedzę cię - nie lubimy jej, choć chodzimy do niej na imprezy i jemy z nią lunch. To w rzeczywistości wredna, manipulująca ludźmi suka, ukrywająca swój temperament pod markowymi, pseudo hippisowskimi ciuchami. Wydaje mi się, że Hunterowi zawsze podobała się w tobie ta inność. Nie leciałaś na niego, bo był świetnym graczem, czy był przystojny. Traktowałaś to jako powłokę i dopóki nie nie udowodnił, że jest kimś więcej niż pozorem złotego chłopca, nawet na niego nie spojrzałaś. Właściwie to czemu pytasz?
- Bo znalazłam w szafce pigułki antykoncepcyjne i myślę, czy...
- Nie - odpowiedziała pośpiesznie. - Nie uprawialiście ze sobą seksu, a uwierz mi dowiedziałabym się o tym pierwsza. Ginekolog ci je przepisał, bo miałaś bolesne miesiączki, więc nie zapomnij ich rano brać - westchnęła wreszcie, kręcąc głową z dezaprobatą. - Rozmawiamy kompletnie nie na temat. Miałam ci wyjaśnić, o co chodzi z tytułem.
- Yhm - potwierdzam niezmiernie uspokojona, choć z tego wszystkiego zapomniałam o głównym celu jej wizyty.
- Rozczaruje cie, ale musisz odkryć to sama. Albo przynajmniej poczekać, aż wrócą ci wspomnienia - o ile wrócą, dodaje w myślach. - Podpowiem ci. Jedna mała niesamowitość kryje mnóstwo małych niesamowitości!
Dzięki, Elaine. To mi niezmiernie pomogło.
Bo Lakia ma dziś urodziny, Lakia, ma dziś urodziny, Lakia ma dziś urodziiiiiiny! I życzmy jej sto lat, hej!
Danica życzy Ci pamięci, Chase uśmiechu, Grace przyjaciół, Elaine optymizmu, Hunter wytrwałości, Nathan chęci do życia, a ja... Ja życzę Ci równie wspaniałej przyjaciółki, jaką Ty jesteś dla mnie. Życzę Ci uśmiechu na twarzy, zdrowia, spełnienia marzeń, nagłych roztopów tego śniegu i obyś działa na problemy jak anty-magnes. W skrócie wszystkiego najlepszego!
No i uwaga, bo mam dla ciebie prezent, choć możesz z niego zrezygnować. Możesz stworzyć swojego własnego bohatera, który wystąpi w PG! Beznadzieja wiem. Wybacz. :C
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńMam dosłownie kilka sekund przed rodzinną i porządny komentarz napiszę jutro. Na razie tylko tyle: rozdział cudowny, prezent genialny, a za życzenia i pamięć (przede wszystkim!) bardzo, bardzo dziękuję!
OdpowiedzUsuńNie ma za co, kochana. <3
UsuńWiem, wiem, jestem okropna, bo miałam dzisiaj skomentować, ale nie dam po prostu rady. Jestem w dołku psychicznym, przeżywając Syndrom Drugiego Lutego. Albo Rozpacz Drugiego Lutego, Depresję Drugiego Lutego czy Tragedię Drugiego Lutego. Powinnyśmy to jakoś nazwać, ale chwilowo nie mam do tego weny. Równo rok temu Pisarka, dzisiaj Amin (słyszałaś?)... Ja nie mogę, co jest z tym głupim drugim lutego? No nic. Idę się pogrążyć w rozpaczy, nażreć ptasieto pleczka, przytyć ze trzy kilo i wypłakać przy starych, dobrych bajkach Disney'a, jęcząc przy każdej parze, że "to takie słodkie" i że "ja też tak chcę". Wybacz, kochana, dzisiaj jestem po prostu do niczego. A Ty zasługujesz na porządny komentarz, kurczę.
UsuńPozdrawiam,
Lakia, Która Mentalnie Zakopuje Się w Dołku Nędzy i Rozpaczy
Też kochasz, jak bez powodu wywala Ci komentarz i musisz go pisać od nowa? Tja, no właśnie. Wybacz, ale tym razem już będę się streszczać, bo od dawna powinnam siedzieć nad chemią. Jeszcze tytułem wstępu ponownie przepraszam za opóźnienie, ale ten cholerny Drugi Luty kompletnie mnie dobił. Na szczęście "Mała syrenka", "Alladyn" i część "Magicznego miecza" (usnęła w trakcie) jako tako postawili mnie na nogi. I przeżyłam ten poniedziałek! Angielskiego nie było (na drugą lekcję, ha!), z łaciny mnie nie pytała, a hiszpański napisałam z palcem w bucie, chociaż tyle. A jak tam Twój początek tygodnia? Dobra, tak, miałam się streszczać.
UsuńJak już kilka razy wspominałam, rozdział absolutnie wspaniały i cudowny. Cytat genialny, a to początkowe wspominenie.. Magiczne i cholernie smutne. Wiem, to głupie porównanie, ale aż mi się przypomniała dzisiejsza łacina - tłumaczyliśmy tekst o biednym, zamordowanym Serwiuszu Tulliuszu. Owszem, oni tam się co chwila zabijali, ale tak mi się go żal zrobiło... I przy tym początku też chciało mi się płakać, jak Chase wyszedł. Mater Dei, ostatnio okropna płaczka się ze mnie zrobiła. Dobra, przechodzę dalej, zanim całkowicie się rozkleję. Och, jak ja rozumiem Danicę! Też bym nie wytrzymała z taką szafą. Tja, a propos, dzisiaj miałyśmy kolejny fragment układu i jeszcze więcej eksponowania wiadomych części ciala... Zabij mnie. Ok, ok, już się streszczam! Zgadzam się - kawa jest ble. Oj, ja bym chyba tak szybko do szkoły nie wracała. Ale w sumie od siedzenia w domu też można oszaleć, zwałszcza w tym przypadku. Może wyjście dobrze zrobi Danice? Ale się obawiam, że będzie kompletnie zdezorientowana wśród obcych twarzy ludzi, którzy niby ją znają. Ciekawi mnie ta Daphne. Poznamy ją jakoś niedługo? Na razie nie zrobiła na mnie zbyt dobrego wrażenia i coś mi mówi, że przynajmniej przez najbliższy czas tak pozostanie. A Elaine w dalszym ciągu kocham :) Przypomina mi moją jedną znajomą. No, może poza tym jej ostatnim tekstem, to brzmi zbyt mądrze :P. Sama nie mogę tego rozgryźć, ale sprawa z książką jeszcze się jakoś wyjaśni, prawda? Nie dziwię się Danice, że nie czytała dalej, też chyba bym nie dała rady.
Mhm, tak właśnie wygląda komentarz streszczającej się Lakii. No, to lęcę do chemii z jakąś porządną bajką w tle :)
Pozdrawiam,
Lakai, Która Powoli Wygrzebuje Się z Dołka
Kurczę!
OdpowiedzUsuńTen rozdział zleciał mi niezwykle szybko. Dopiero co zaczęłam czytać, a tu już koniec.
Niewiele się dowiedziałam, choć powoli zaczynasz nakreślać nam minione zdarzenia.
Błagam, nie daj mi długo czekać.
Ściskam!
Ten rozdział jest krótki, więc nic dziwnego. :) Obiecuję, ze za góra dwa tygodnie pojawi się coś nowego.
UsuńPozdrawiam!
Obiecałam rozpisać się o Danici. Szykuj się na naprawdę długi komentarz. Nersi może potwierdzić, że jestem do tego zdolna. :)
OdpowiedzUsuńDani...och...Danicia. Tak, naprawdę to ja jej nie lubiłam na samym początku. Wydawała mi się tak sztuczna. Wspomnienia to była moja ulubiona część, bo pisałaś tam w trzeciej osobie i Danicia, nie była aż tak upierdliwa. Później to się zmieniło, ale i tak uwielbiam fragmenty z wspomnieniami. Dlatego ten rozdział wydaje mi się taki przełomowy.
Danicia jest jedną z tych dziewczyn, które żyją w idealnej otoczce i na własne życzenie komplikują sobie życie. W ostatniej chwili zmieniła szkołę, otoczenie i zapewne całe swoje przeznaczenie. W takim wariancie nie miałabyś o czym pisać gdyby, Danicia nie poznała Huntera. Właśnie, Hunter..., ale ja piszę o Danici, nie o nim. Może przy następnej okazji? :)
Danicia od kiedy wróciła do domu, jest trochę inna niż w szpitalu. W szpitalu kiedy kłóciła się z matką, była prawie prawdziwa. Co nie znaczy, że twoi bohaterowie są nierealni, albo coś w tym stylu, ale wtedy mogłam to sobie bez trudu wyobrazić.
'' - Ale to jest niemożliwe. - Mamroczę cicho, by następnie wykrzyczeć: - To niemożliwe!
- Dan... - Mama próbuje przywołać mnie do porządku, ale to mnie denerwuje jeszcze bardziej.
- Myślę, że powinnaś już iść.
- Jeśli chciałabyś za mną porozmawiać to...
- Nie sądzę, aby była taka potrzeba. Nie mam ochoty oglądać kogoś, kto się tak zeszmacił.
Patrzę na nią w milczeniu, walcząc jednocześnie z łzami, które napływały do moich oczu uparcie. Idźcie sobie głupie łzy - mam ochotę krzyknąć, spoglądając na mamę w milczeniu. Jeśli spodziewała się z mojej strony współczucia to się pomyliła. Byłam świadoma słów, jakich użyłam i szczerze odetchnęłam, kiedy wreszcie opuściła moją salę. Dopiero wtedy rozkleiłam się na dobre, a tata położył się na szpitalnym łóżku obok mnie.''
Mam dziwne wrażenie, że Danicia miała jeszcze bardzo wiele twarzy. I ta stara i nowa Danicia, są do siebie podobne. Pomińmy tutaj pastelowe kolory. Chodzi mi tutaj bardziej o otaczanie się ludźmi i wewnętrzne rozterki. Jestem ciekawa co będzie się działo, kiedy Danicia odzyska pamięć.
Danicia jest jedną z tych osób, które będą się nad sobą użalały, dopóki ktoś im nie przywali. Jestem jednak pełna podziwu, że zdecydowałaś się dać akcję do przodu. Idziemy do szkoły! Jeny, jak to zabrzmiało. Bez komentarza :P
Ściskam i weny życzę :*
Osobiście bardzo lubię długie komentarze, ale jakoś nie mam talentu do ich pisania. :(
UsuńTak, Danica jest specyficzna i tego nie ukrywam. W rzeczywistości pod tym względem bardzo mnie przypomina. Na własne życzenie sama wszystko komplikuje. Mam nadzieję, ze wkrótce poddasz takiej analizie i Huntera, bo czytanie jej sprawia niesamowitą przyjemność. :)
To wrażenie wcale nie jest dziwne. Wręcz przeciwnie. Ono jest niezwykle prawdziwe, ale o tym później.
Hahaha! O tak. Idziemy do szkoły! :D
Pozdrawiam!
Zostałaś nominowana przeze mnie w Liebster Award :) Przepraszam, jeśli nie bawisz się w takie coś.
OdpowiedzUsuństreet-of-broken-dreams
Postaram odpowiedzieć tak szybko, jak tylko będę mogła. :)
UsuńPozdrawiam!
Kurcze, głupio mi, bo w klasie maturalnej mam bardzo mało czasu, żeby zaglądać i komentować. I pewnie będę docierać tu bardzo późno... Ale nieważne.
OdpowiedzUsuńJa dzisiaj krótko... Podobało mi się. Cieszę się, że części są już dłuższe. Od razu lepiej się czyta. I teraz pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział.
Spokojnie, wszystko rozumiem. Ja sama nie jestem w klasie maturalnej, a też z czasem nie jestem rozrzutna, że tak to określę. Cieszę się, że i tak znalazłaś choć chwilkę na odwiedziny i komentarz.
UsuńPozdrawiam! :)