sobota, 25 stycznia 2014

Świadomość bycia na dnie

 "Sny rodzą rzeczywistość."
Monteskiusz

        Kolejna impreza, na którą wybrałaś się razem z Grace, Chasem i Nathanem, choć tym razem nie musiałaś używać szantażu, aby zachęcić brata do przejażdżki. Wręcz przeciwnie. Kilka godzin przed wyjściem zapukał do drzwi twojego pokoju i sam zapytał, czy może do was dołączyć. Byłaś mile zaskoczona jego nagłą zmianą zdania o twoich znajomych, choć po cichu podejrzewałaś, że Elaine miała w tym wszystkim swoje zasługi.
        Po darciu na miejsce poczułaś rozczarowanie. 
        Grace szybko zniknęła w tłumie wirujących ciał, porywając za sobą Nathana, a ty wpatrywałaś się w jej plecy z otępieniem. Nadal miała do ciebie pretensje o zmianę decyzji w związku liceum i choć minęło kilka miesięcy wciąż nie traktowała cię jak wcześniej. Nigdy nie należała do osób, które zwadę szybko puszczały w niepamięć, jednak nigdy nie przypuszczałaś, że da ci to odczuć na własnej skórze.         W końcu byłyście przyjaciółkami!
        Rozejrzałaś się w poszukiwaniu Chase'a, ale okazało się, że on również gdzieś zniknął i dostrzegając jego nieobecność oczy zapiekły cię niemiłosiernie. Starałaś się odgonić łzy, mrugając pospiesznie, ale to nie pomogło i mogłaś jedynie bezradnie pozwolić im spływać.
        - Hej, śliczna! - Usłyszałaś znajomy głos i naprzeciwko stanął. Choć okazało się, że jest kolejnym uczniem Notre Dame to jak dotąd nie miałaś z nim okazji, nawiązać jakiejś dłuższej rozmowy.
        - Hej - odparłaś bezwiednie, czując, że pod wpływem intensywności jego spojrzenia na twoich policzkach wykwitł rumieniec. 
        Właściwie nie wiedziałaś, czemu tak na ciebie działał. Owszem, był przystojny, pewny siebie i pełen tej dziwnej arogancji, która w chłopcach podobała się Grace. Ty nigdy nie podziwiałaś chłopaka za coś takiego... Aż do teraz. Jakby tego było mało doskonale zdawałaś sobie sprawę, jaką ma reputacje. To po prostu nie mogło się dobrze skończyć, a i tak poczułaś motylki w brzuchu, które przecież były zarezerwowane dla kogoś innego. 
        - Płaczesz?
        - Naprawdę? - zapytałaś ironicznie, czując się odrobinę lepiej niż kilka minut temu. - To złe pytanie...
        - Czemu płaczesz? - Poprawił się chłopak, nie spuszczając z ciebie wzroku.
        - Och, no wiesz... Stoję sobie tu całkiem sama, bo moi znajomi, z którymi tu przyszłam, mają lepsze rzeczy do roboty niż spędzanie czasu ze mną. Dodatkowo nigdzie nie widzę Elaine i pewnie znowu flirtuje z jakimś kolesiem, a on będzie ją zwyczajnie usiłował zaciągnąć do łóżka jak tamten ostatni. Oczywiście... - urwałaś zaskoczona, kiedy jego palec wskazujący znalazł się na twoich ustach. 
        - Jesteś na imprezie, której organizatorem jestem ja. Naprawdę myślisz, że grozi ci samotność? - Spytał retorycznie, by po chwili dodać: - Poza tym, o ile mi wiadomo nie jesteś matką Eli. Da sobie radę sama.
        Uśmiechnęłaś się mimowolnie na te słowa i jednocześnie odwróciłaś wzrok od chłopaka. To było takie dziwne. To zwykle Chase cię pocieszał... To on wysłuchiwał twoich zali i rozmawiając z Hunterem miałaś wrażenie, że go zdradzasz.
        Drgnęłaś mimowolnie, czując jak chłopak kciukiem ściera twoje łzy i mówi poważnie:
        - To ma być mi ostatni raz, Hargrove. A teraz chodź. Skoro zażegnaliśmy ten mały kryzys musisz ze mną zatańczyć. Gospodarzowi się nie odmawia! 
        Nie odmówiłaś tym razem, ani przez resztę wieczoru. Nawet gdy w końcu odnalazł cię Chase, mówiąc, że prawie o tobie zapomnieli dobry humor cię nie opuścił.

***

        - Boże, Dan, jesteś taką wariatką...
        Odetchnęłam głęboko, spoglądając na uśmiechniętą Elaine, a moje serce zaczęło powracać do normalnego rytmu. Dziewczyna powoli odsłoniła mi usta, jednak wcale nie kryła rozbawienia.
        Ja wariatką? Psh... To ona napada mnie we własnym domu, doprowadzając mnie do stanu przedzawałowego, a byłam pewna, że lekarzom by się to nie spodobało.
        - Naprawdę myślałaś, że ktoś postanowił was obrabować? - Spytała z rozbawieniem, powątpiewająco unosząc lewą brew.
        Miałam okropną ochotę pokazać jej język. Albo palec. Najlepiej środkowy.
        - Nie mogłam tego wykluczyć - odparłam wymijająco.
        - Wiemy, gdzie trzymacie klucz - odezwał się kolejny głos i zobaczyłam, że kilka kroków od Elaine stoi jakiś chłopak. - Jezu, ale się o ciebie martwiłem...
        Nie czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony, podszedł do mnie i zwyczajnie mnie przytulił.  Uświadomiłam sobie właśnie, jak bardzo mi tego brakowało od strony taty. W ramionach Huntera przestałam się rozpadać, choć na kilka sekund i o ile normalnie nie dałabym się ściskać obcym to tym razem mi to nie przeszkadzało. Te ramiona wydawały mi się znajome, a co więcej czułam się w nich bardzo komfortowo i bezpiecznie.
        Jeśli to nie był Hunter, to biust Madonny jest prawdziwy.
        - Przepraszam - mruknęłam cicho, nie odsuwając się.
        Każda dziewczyna ma słaby punkt. Mogą ją zdobyć drogimi prezentami, słodkimi upominkami, czekoladkami... Mnie wystarczy przytulić i już ktoś mnie kupił. To nie był jednak najsłodszy element tego wszystkiego, bo kiedy ja sobie mamrotałam pod nosem on pocałował mnie w czubek głowy. Boże, jak on mnie dobrze zna...
        Co nie zmienia faktu, że ciągle pamiętałam o pigułkach antykoncepcyjnych z szafki nocnej.
        Elaine chrząknęła, ale kiedy na nią spojrzałam ciągle uśmiechała się szeroko, choć jakby... z politowaniem? Nie wiedziałam, co to ma znaczyć, jednak jej spojrzenie wyraźnie kierowało się ku Hunterowi. Chłopak odsunął się ode mnie i stanął obok niej przez, co w mojej głowie pojawiły się wątpliwości.
        Widziałam Huntera w roczniku i to był niewątpliwie on. W rzeczywistości był równie przystojny, choć jego uśmiech sprawiał wrażenie nieco wymuszonego. Miał też najładniejsze orzechowe oczy, jakie widziałam w całym moim życiu. Nie było ich zbyt wiele, bo kilku lat nie pamiętam, ale jednak!
        Staliśmy na korytarzu pogrążeniu w milczeniu i wreszcie, nie mogąc znieść ciszy (i niewerbalnych konwersacji), spytałam, co ich tu sprowadza.
        - Mam twój telefon - powiedział brunet, wyjmując z kieszeni komórkę. - Upuściłaś go na imprezie i...
        - Tak, wiem - przerwałam szybko. Elaine wspominała, że zamiast jechać ze mną do szpitala wolał go pozbierać w całość.
        - No... I ten... Przyszedłem go odnieść... Mogłaś go w końcu potrzebować czy coś... Poza tym Elaine mówiła, że masz amnezję i nas nie pamiętasz, a nie chciałem cię wystraszyć, co nie do końca nam wyszło, ale po prostu nie mogłem czekać i...
        - Hunter! Daruj sobie tę ckliwą scenkę - przerwała Elaine zniecierpliwiona. - Ten idiota po prostu za tobą tęsknił.
        - Och - bąknęłam nieco zawstydzona.
        Ludzie zdecydowanie powinni mieć zakaz mówienia tak słodkich rzeczy, gdy włamali się do twojego domu. W ten sposób uniemożliwiają gniewanie się na nich.
        - My chyba... - powiedział Hunter po raz kolejny, ale Elaine po raz kolejny przerwała mu z irytacją.
        - Powinniśmy iść poszukać twojego mózgu.
        Chłopak posłał jej ponure spojrzenie, a ja mimowolnie poczułam się gorzej. Jak mam się pożegnać z Hunterem? Podać mu rękę? Przytulić? A może pocałować?
        Wybrałam opcję drugą zarówno w przypadku mojego chłopaka jak i najlepszej przyjaciółki.

***

        Tata wiedział.
        Kiedy otworzył drzwi do mojego pokoju, bo nie chciałam opuszczać łóżka (niezbyt udana noc miała w tym swoje zasługi) i spojrzał na szafkę nocną, gdzie leżała komórka podłączona do ładowarki byłam pewna, że to koniec. On jednak uśmiechnął się nikle i powiedział:
        - Chociaż jeden pożytek z tego chłopaka.
        Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Oczekiwałam straszliwej awantury, bo w końcu w nocy miałam nieproszonych gości, napędzanych przez hormony i mogliśmy urządzać jakąś orgie albo lepiej, zwołać zebranie naszej sekty czczącej właściciela facebooka. On wydawał się tym jednak wcale nie przejmować, więc spoglądałam na niego, co najmniej jak na przybyszów z kosmosu.
        Pomimo swojego uroku wyglądał na zmęczonego. Jego oczy były przekrwione i wyglądał, jakby w nocy nie zmrużył oka. Podejrzewałam ujrzeć taki sam obraz w lusterku, ale to akurat był najmniejszy problem. Powinnam spytać tatę o milion rzeczy, które mnie przerastały, ciekawiły albo zwyczajnie martwiły, a nie zyskiwałam gwarancji odpowiedzi.
        Miałam dosyć zastanawiania się. Chciałam wiedzieć.
        - Dan, czy ty płaczesz?
        - Nie - odpowiedziałam, choć czułam jak łzy ściekają mi po twarzy.
        Tata nie dał się spławić. Wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi i usiadł na łóżku obok mnie. To była nasza pierwsza poważna rozmowa, którą mam okazję pamiętać, więc starałam się nie pociągać nosem.
        - Wybacz mi kochanie, ale nigdy nie byłem wzorem ojca, ani męża. Cała ta... sytuacja - widać z trudem nie użył gorszego określenia - mnie przerosła. Nawet po zdradzie Janet dawałaś sobie radę razem z Nathanem. Byłem zaskoczony, jak dobrze to znosiliście. Owszem, na początku było ciężko - przerwał na chwilę zamyślony. - Próbowaliśmy z twoją matką separacji, ale za dużo nas dzieliło i w końcu uświadomiliśmy sobie, że spoiwem przez lata trzymającym nas razem byliście wy. Choć ją znienawidziłaś to Nath czasami do niej zaglądał i nigdy wam tego nie broniłem. Sami chcieliście mieszkać ze mną i to było dla mnie naprawdę wiele... Urządziliśmy się tu i staraliśmy zacząć od nowa, ale wtedy umarł Nathan i zmieniłaś się. Przestałaś być moją małą córeczką i dorosłaś.
        - Zawsze będę twoją małą córeczką. Nawet z różowymi włosami.

***

        Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
        Od dzisiaj zgadzam się z tym powiedzeniem. Po rozmowie z tatą nie mogłam sobie darować. Poszłam za ciosem, ignorując tchórza wewnątrz mnie i nim zdążyłam ugryźć się w język przy obiado-śniadaniu, spytałam:
        - Jak umarł Nathan?
        Ojciec z wrażenia aż wypuścił kubek, do którego miał wlać herbatę i przez kilka minut po prostu wpatrywał się w jego szczątki, jakby same miały skoczyć do jego dłoni.
        - Popełnił samobójstwo - powiedział wciąż na mnie nie patrząc.
        Gdybym w ręku miała kubek to wylądowałby na podłodze.
        Nathan się zabił? Przecież on kochał życie! Łzy napłynęły do moich oczu i nie minęła minuta nim zaczęły spływać po moich policzkach.
        On nie mógł się zabić. Nie mógł zrobić tego sobie, tacie, Grace, Chase'owi... Nawet mamie. Nie mógł mnie zostawić. Nie mógł. Nie wierzę w to. Każdy, ale nie mój brat.
        Ojciec przytula mnie do siebie, jednak nie mogę przestać szlochać w jego koszulę. Szepcze słowa pocieszenia, na które wydaje się być odporna i po chwili cała dygocze. Powtarza moje imię i poklepuje po plecach, ale jest za późno. Świat już wybuchł, a ja razem z nim.
        Leżę pośród gruzów dawnego życia, przygnieciona rzeczywistością

***

        Płakałam jeszcze bardzo długo i przestałam jedynie, dlatego, że chyba skończyły mi się łzy. Z naciskiem na chyba, bo szczerze w taką opcję wątpiłam, co wkrótce miałam sobie udowodnić. 
        Tata nie pozwolił mi zamknąć się w pokoju. Po wypiciu herbaty we dwoje usiedliśmy na kanapie i oglądaliśmy kompromitujące nagrania z dzieciństwa. Chyba starał się tym podnieść mnie na duchu. Nie wyszło... Czułam się mocno otępiała, jakby ktoś pozbawił mnie kopniakiem tchu i rzucił na zimną, betonową podłogę, abym powoli mogła umierać
        Walczyłam o każdy oddech, oglądając moje dawne życie. Dzieciństwo, które minęło bezpowrotnie.
        Oglądałam miniaturowego Nathana ubranego w garnitur i siebie w błękitnej sukience, opartą o futerał z wiolonczelą. Mój pierwszy recital
        - Nathan! - Rozległ się krzyk mamy, która zeszła ze schodów w swoich czarnych szpilkach. Przypominała uosobienie elegancji. - Gdzie jest moja szminka?
        - O czym mówisz, mamo?
        - Moja szminka - ponagliła go kobieta. - Odkładałam ją w stanie nienaruszonym, później korzystałeś z łazienki i teraz jest jej połowa.
        - Mamo...
        - Co z nią zrobiłeś? - Spytała poważnie, wzdychając jednocześnie. 
        - Widziałem, jak Danica kiedyś się nią malowała i chciałem zobaczyć, jakie to uczucie, ale ona się złamała... Naprawdę nie chciałem.
        Tata roześmiał się szczerze, a ja nadal pozostawałam biernym obserwatorem. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu.
        Sceneria się zmieniła. Tym razem ja i Nathan byliśmy w kuchni. Malował coś z mamą na ścianie, a ja  komentowałam ich poczynania z kanapy, przeglądając jakieś czasopismo
        - Dan, chodź do nas! - Krzyknął brunet, a ja wywróciłam oczami z irytacją i zanuciłam Bacha, jakby mój głos był w stanie go zagłuszyć.
        - Danico, przypominam ci, że wypiłaś moją herbatę. Masz mi coś do powiedzenia? - Wtrąciła się mama, podpierając się pod boki. Na lewym policzku miała smugę fioletowej barwy.
        - Kocham cię? 
        - To była yorkshire tea na litość boską, Dan.
        - Bardzo cię kocham? - Mruknęłam z nieśmiałym uśmiechem.
        - Świetnie, więc teraz spełnij prośbę brata.
        Nie pamiętałam tego. Jak mogłam tego nie pamiętać?
        W ten sposób znowu się rozkleiłam.

***

        Moje kanaliki łzowe przestały szaleć dopiero wieczorem, kiedy doczłapałam się do mojego pokoju i sięgnęłam po książkę taty. Tak, jestem córką mocno marnotrawną, bo przywiózł mi ją do szpitala, ale po dotknięciu okładki coś wewnątrz mnie powstrzymało mnie przed jej otwarciem.
        Tak oto ponownie znalazłam się z tym samym uczuciem, choć w moim pokoju, w którym czułam się niewiele bardziej komfortowo niż w szpitalnej sali.
        Okładka przedstawiała dwie marionetki i rękę, która nimi sterowała. Tło stanowiła czerń, która kontrastowała z jasnym tytułem "Niesamowitość." Przygryzam dolną wargę, czytając opis książki.
Rzeczywistość Jonathana Blacka jest ponura. Jego żona wniosła pozew o rozwód, by ułożyć sobie życie z nowym partnerem, a on właśnie wyleciał z pracy. Dodatkowo dochodzi problem z dorastającą, zbuntowaną córką, zadającą pytania, na które nie zna odpowiedzi. Przeznaczenie ma dla niego niespodziankę w postaci młodszej, zaaferowanej karierą Caroline. Ich przypadkowe spotkanie zmienia losy obojga. Na zawsze...
       Dorastająca, zbuntowana córka? UPS.
       Otwieram książkę pełna wątpliwości i zamieram przy stronie z dedykacją. "Danice, która zapoznała mnie z pojęciem niesamowitości i uświadomiła mi, że pomimo śmierci syna nadal jestem ojcem. Bez ciebie ta książka by nie powstała."
      Nie kontroluję mojej ręki, gdy ta sięga po komórkę, ani palców, kiedy wybierają numer mamy. To się po prostu dzieje, ale chyba umrę, jeśli nie usłyszę jej głosu albo chociaż oddechu. Jestem tego całkiem pewna.
      - Tutaj Tessa Blake, która właśnie nauczyła się odbierać telefon mamy - oznajmił dziewczęcy, wysoki głosik.
      Moja siostra. Boże, to moja siostra. 
      Czemu dostałam siostrę, skoro chciałam rodziców razem i żywego brata? Czy to tak wiele?
      - Czy mam przekazać coś mamie, kiedy wyjdzie spod prysznica? - Spytała poważnie Tessa.
      - Nie mów jej o tym... - odpowiadam wreszcie łamiącym się głosem. - To będzie nasz sekret, dobrze?
      - Dobrze, a jak masz na imię?
      - Danica - mamroczę bezwiednie.
      - Moja siostra ma tak na imię! - Krzyczy podekscytowana, ale zaraz dodaje: - Tylko mnie nie lubi. 
      - Lubi cię, Tesso. Małych dzieci nie da się nie lubić.
      - Nie, ona. Ona mnie nie lubi - szepcze nieco płaczliwie, by po chwili dodać: - Ale może ty mnie polubisz, Danico? Będziesz taką moją siostrą zamiast niej! Mamusia już wraca, ale zadzwoń do mnie później, dobrze?
      - Dobrze. 
       Rozłączyłam się i poczułam się... pusta, samotna i opuszczona. Chciałam tylko spać przez resztę mojego życia, ignorując wszelkie napotkane problemy.
       Byłam takim wielkim tchórzem.


 Dla Moniki. Bo mnie znosi i to za darmo. Uratowałaś mnie ostatnio. Dziękuję. 

11 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tytułem wstępu przepraszam za moje powolne tempo. Wczoraj już nie zdąrzyłam nic napisać przed maratonem (patrz: mail), a jeszcze dzisiaj się dowiedziałam, że idziemy na urodzin kuzyna, z których chwilowo się urwałam. Pewnie zaraz ściągną mnie z powrotem na torta, ale wykorzystuję tę kilka minut, by czynić honory Twojej Fanki Nr 1 :) Przepraszam też, jeżeli ten komentarz będzie dość krótki, ale rozumiesz - urodziny kuzna, nowy rozdział (standartowo nietknięty), a jeszcze w poniedziałek sprawdzian z łaciny... No i potem taki efekt. Dobra, nie przedłużam, tylko przechodzę do rzeczy.

    Widzisz, kochana, i wyrobiłaś się z napisaniem :) I do tego stosunkowy długi, więc tym większe brawka dla Ciebie. Jak dla mnie im dłuższy, tym lepszy, więc tym bardziej się cieszę. Ale nawet pomijąc to rozdział jest zdecydowanie jednym z najlepszych. Cudo, kochana. Początek jak zwykle magiczny. W końcu mamy Huntera! Oj, naczekałam się na niego, bo jego postać bardzo mnie intrygowała. Pierwsze wrażenie całkiem niezłe, ale nie chcę wyciągać pochopnych wniosków. Pożyjemy, zobaczymy. Ale za to Elaine już bezsprzecznie pokochałam :) Jest świetna! Taka... Żywa. Nie tylko energiczna czy jakkolwiek to nazwać w sensie charakteru, ale również wyszła Ci bardzo realnie. Czasem autor walnie takiego bohatera, który przypomina ufo. Ty akurat nie masz tego problemu :) Ale Nathan... Mater Dei, spodziewałam się wszystkiego... Tylko nie tego. Brałam pod uwagę wszystko, nawet zabójstwo, choć obstawiałam jakiś wypadek. Ale samobójstwo?! To mi nawet nie przyszło do głowy. Nawet mi szczęka opadła, więc nie dziwie się reakcji Danici (która, nawiasem mówiąc, była genialnie opisana). Ech, te wspomnienia... Mnie też niektóre potrafią doprowadzić do łez. Dobra, biegnę na szapmana, więc się straszczam. Książka intrygująca, ale ta rozmowa z młdoszą siostrzyczką mnie położyła na łopatki. Nie ma to jak usłyszeć od małego dziecka, ze się go nie lubi... Wybacz że bez ładu i skłądu, ale mnie wołają! Pewnie zaraz wrócę i dokończę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, miałam dokończyć wczoraj, ale wypuścili mnie dopiero przed jedenastą. Pomarzłam, wypiłam szampana, obżarłam się tortem, dietę znowu szlag trafił... A potem prawie do trzeciej pisałam rozdział i tak, brawo dla mnie, mam już całą jedną scenę - dwie strony. Co tam, jeszcze tylko ze dwa razy tyle do wtorku... No, ale starczy narzekania o mnie. Wracam do miejsca, w którym skończyłam porządny komentarz, czyli do książki. Czyżby miała ona oparcie w rzeczywistości? A jeżeli tak, to kim jest owa Caroline? Oj, mam tyle pytań, że aż mi się nie mieszczą w głowie! Jejciu. Ciekawi mnie też dokładny wpływ Danici na powstanie książki. A potem ta końcówka... Mater Dei. Szok, po prostu szok. Ja bym chyba zaczęła krzyczeć, gdyby nagle spadła na mnie rozmowa z małą siostrą, której nie pamiętam. O mój... I jeszcze to "Tylko mnie nie lubi"... Naprawdę bym oszalała. Osobiście uważam, że Danica i tak nieźle się trzyma jak na to wszystko, co się dzieje. Tja, całą sobą podpisuję się pod przedostatnim zdaniem. Spać... Też jestem wielkim tchórzem? Boże, nie mam pojęcia, jakim cudem napiszę jutro sprawdzian z łaciny. Dobra, trzeba wziąć się w garść i tyle. A jak Ty się trzymasz, kochana? Zamarzłaś już czy jeszcze nie?

      Usuń
    2. Naprawdę nic nie szkodzi. :D
      Osobiście nie lubię Elaine. Jej postać jest ważna, ale ja za nią nie przepadam. Cały czas wydaje mi się namiastką Grace, jednak to tylko autorskie uczucia i z czytelnikami nie powinno się zaciekle dyskutować. Nie jestem zbyt obiektywna.
      Hunter od teraz będzie się regularnie pojawiał. Jeśli nie w rozdziałach to chociaz we wspomnieniach. :)
      Tak, Tessa jest słodziutka choć osobiście znam osoby, które nie tylko nie lubią dzieci, ale nawet się ich boją. Mnie czeka nadrabianie zaległości, ale o tym już w mailu. Nie, jeszcze nie zamarzłam. Trzymam się zasady "Dopóki cieplej w domu nie wychodź z niego, jeśli nie ma takiej konieczności."
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Hej, a kto niby mówi, że z czytalnikami się nie dysktutuje? A już zwłaszcza ze mną? Ja jestem otwarta na wszelkie debaty :) Choć w sumie ciężko porównywać uczucia czytelnika i twórcy do jakiejś postaci. Gdy piszemy, tworzymy tych bohaterów od zera, ukladamy ich historię, wiemy, co się wydarzyło i co dopiero będzie miało miejsce. A czytelnik żyje w błogiej nieświadomości. Widzi tylko efekt i teraźniejszość. Spokojnie, nikt ci nie każe lubić Elaine. Ja na przykład nie przepadam za Resosem, tak w sumie. Może dlatego, że tak bardzo się różnimy. Kurczę, wiesz, kto tak właściwie najbardziej przypomina mnie z charakteru? Lilian. A jej nikt nie lubi, bo w sumie tylko płacze, mdleje i miota się bez ładu i składu. Hm, bardzo się właśnie dowartościowałam. No nic, życzę powodzenia w nadrabianiu. Ja właśnie zrobiłam przerwę od wkuwania łaciny i tylko przez chwilkę popiszę, a potem na spotkanie do bierzmowania i Mszę, i... A szlag by to trafił. Kiedy ich zdaniem niby mam się z tym wszystkim powyrabiać? Dobra, końcę. Idę dalej marznąć.

      Usuń
    4. No właśnie o to mi chodzi. Jakoś mi tak dziwnie rozmawiać o bohaterach bez zbędnych spoilerów, a ich by się pewnie nazbierało. Szczególnie przy Nathanie, bo jego historia zostanie przedstawiona na samym końcu tej części. Ja bym powiedziała, ze najbardziej przypominasz Annabeth, a nie Lillian, którą nawet polubiłam, choć początkowo za nią nie przepadałam. I ona robi znacznie więcej!
      Ja mam na jutro napisać rozprawkę o godności człowieka. Tymczasowo zero słów. No i oczywiście pozostaje sprawdzian z matmy i odpowiedź z francuskiego.
      Ale jest cień szansy na to, ze przy takiej intensywności opadów śniegu drzwi mi zamarzną. Nie ukrywam jak bardzo liczę na takie rozwiązanie.

      Usuń
    5. Fakt, to bardzo dziwne. Sama wiesz najlepiej, że ja zwyczajnie nie mogę się nie powstrzymać od chociaż minimalnych wzmianek o przyszłości niektórych postaci. I spokojnie, nie krępuj się, podsycaj moją ciekawość co do Nathana jeszcze bardziej, najwyżej oszaleję tu od domysłów, kto by się tym przejmował... Innymi słowy - weź oszczędź moją nieszczęsną psychikę. Naprawdę bardziej przypominam Ci Annabeth? Oj, schlebiasz mi, bo w sumie chciałabym być do niej podobna. A nawet w połowie nie jestem tak silna czy opanowana, żeby nie wymieniać innych cech. Nie, ja skończyłam jak "wrażliwa, niepewna i delikatna Lilian", jak to ujął Glonomódżek (czyli w sumie ja sama). No, niestety, takie życie. Może i robi coś więcej, ale ja to już nieszczególnie :/
      Godność człowieka? Serio? Kurczę, szkoda, że nie zapisałam przemowy Cezara (nasz od historii) pt. "Prawa człowieka to iluzja". Podesłałabym Ci to, choć była nieco dobijająca. Ale pewnie nie tego od Ciebie oczekują. Czasem trzeb ugryźć się w język, zacisnąc zemby, odstawić na bok własne przekonania i napisać to, co oni chcą przeczytać. Czyli oklepane teksty i wrzucić jakąś postać z lektur dla przykładu - Satniago, Juranda czy kogoś tam jeszcze... I jakoś pójdzie :) Powodzenia na matmie (pamiętaj, nie popełniaj mojego ostatniego błędu!) i francuskim.
      Tak, niech pozamarzają zamki. Najlepiej w drzwiach wejściowych do szkoły. Jakby ją tak jutro zamknęli i pozwolili nieszczęsnym dzieciom zostać w ciepłych domach? Nadzieja umiera ostatnia... Dum spiro, spero :)

      Usuń
  3. najlepszy blog jaki czytałam! -panda

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadrobiłam wszystko! Mam motylki w brzuchu. :>

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Terriblecrash, Indonditionally, Lucy Hale.